Olsztynianin w rajdzie historycznych aut w Niemczech

Silna grupa historycznych samochodów rajdowych z Polski wzięła udział w 56. Rajdzie Wartburga w Niemczech. Wśród nich był Adam Dowgird z Olsztyna. - To była niesamowita impreza - opowiada kierowca.

W czasach komunistycznych Rajd Wartburga odbywał się w ramach Pucharu Krajów Demokracji Ludowej. Uchodził za jedną z najtrudniejszych imprez organizowanych przez kraje socjalistyczne. Obecnie też zajmuje szczególne miejsce w kalendarzu rajdowym. Jest jedną z rund eliminacyjnych mistrzostw Niemiec. Adam Dowgird, reprezentant Automobilklubu Warmińskiego, wystartował w nim na zaproszenie organizatorów. - Daliśmy się zapamiętać organizatorom z dobrej strony, stąd nasz start w tym roku - mówił jeszcze przed rajdem Dowgird.

Odcinki specjalne odbywały się Eisenach, okolicach zamku Wartburg oraz fabryki, która produkowała te popularne samochody. Trasa liczyła 140 kilometrów, z czego większość z nich jest rozgrywana była w nocy. - Rajd był bardzo trudny - ocenia Dowgird. - Odcinki specjalne były bardzo szybkie, ale wyjątkowo wymagające. Było wiele momentów, gdzie zakręty, które wydawały się szybkie wcale takie się nie okazywały. Widzieliśmy jak niektóre załogi sobie z tym nie poradziły i lądowały w rowie. W niektórych miejscach staraliśmy jechaliśmy wolno i asekuracyjnie. Cieszę się, że zarówno my jak i samochód w jednym kawałku dotarł do mety.

Klucz do sukcesu: dobre opisanie trasy

Przy tego typu rajdach ważne było dokładne wykonanie opisu trasy. - Musieliśmy pokonać wiele zakrętów, które nie były widoczne z daleka - wyjaśnia Dowgird. - Jestem zadowolony z dopracowania opisu, który przekazywał mi pilot podczas jazdy [Przemysław Bosek - red.]. Dziękuję mu za to. Wszystko rzeczy, które zaobserwowaliśmy na zapoznaniu się z trasą zostały skrzętnie zaznaczone.

Dla olsztynianina trasa rajdu była jednak już częściowo znana. Niemieccy fani mogli go bowiem podziwiać dwa lata temu. - Mniej więcej połowa odcinków powtórzyła się, ale szczerze mówiąc niewiele z tego pamiętałem. Wyjazd wtedy był bardzo spontaniczny. W tym roku założyliśmy sobie kilka celów sportowych. Dojechaliśmy w jednym kawałku, w dość równym tempem. Nie za wolnym, ale też nie szarżowaliśmy.

Olsztyński kierowca w rajdzie startował w klasie legend. Przypomnijmy, że olsztyńska załoga jeździ żółtym polonezem z 1987 roku. Jest to replika modelu, w którym Marian Bublewicz wywalczył tytuł mistrza Polski. - Były to przejazdy pokazowe i nie były na nich mierzone czasy - wyjaśnia Dowgird. - Sami jednak sobie je mierzyliśmy, by zobaczyć, w jakim tempie je przejechaliśmy.

Polskę reprezentowało sześć załóg

Tylko dwie z nich przejechały rajd bez większych problemów technicznych - Pozostała część ekip z Polski miała większe bądź mniejsze problemy techniczne i odpuszczali sobie niektóre odcinki - opowiada Dowgird. - To była bardzo wymagająca impreza nawet dla tych, którzy jechali bez pomiaru czasu.

Pogoda również nie oszczędzała kierowców. Temperatura na zewnątrz przekraczała 35 stopni, a w samochodzie przekraczała 55 stopni. W takich warunkach ważne było również odpowiednie prowadzenie pojazdu. - Braliśmy pod uwagę to, że silnik w naszym samochodzie może się przegrzać - tłumaczy Dowgird. Staraliśmy się szanować samochód, a tam gdzie jest to możliwe to odpuszczaliśmy. Po nocy naprawialiśmy usterki w naszym aucie, ale to jest klasyka rajdów i zdarza się to dosyć często.

Jak wspomina olsztyński kierowca, podczas rajdu spotkali się z bardzo ciepłym przyjęciem przez organizatorów, jak i samych kibiców. - Było to niesamowite uczucie, gdy ludzie podchodzili do nas i chwalili nas za widowiskowość jazdy. Nie ukrywam, że to było też naszym celem - w tych miejscach, gdzie jest publiczność chcieliśmy dać im trochę radości z oglądania starych samochodów.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.