Górnik Zabrze. Marek Pałus: Warzycha i Dankowski byli zaskoczeni [WYWIAD]

- Ostatnio prowadziłem kancelarię prawną. Było więc i spokojniej, i wygodniej. Zadałem sobie jednak pytanie, czy lepiej mieć takie spokojne życie, czy jednak podejmować wyzwania. I wybrałem to drugie - mówi Marek Pałus, nowy prezes Górnika Zabrze.

W sporcie działa od dawna, był m.in. prezesem Polskiego Związku Koszykówki w latach 2000-2006. Jak pójdzie mu w Zabrzu?

Kamil Kwaśniewski: Kiedy otrzymał pan propozycję z Zabrza?

Marek Pałus: Miesiąc temu. Odparłem wtedy: "Ale w klubie jest dwóch członków zarządu". W odpowiedzi usłyszałem, że między obowiązkami Krzysztofa Maja i Krzysztofa Grabowskiego jest jasny podział, a brakuje osoby, która te działania by spinała. Przyszedłem tu również po to, by zwiększyć aktywność w poszukiwaniach partnerów do współpracy i umocnić głos Górnika w kontaktach z Ekstraklasą i Polskim Związkiem Piłki Nożnej.

Nie wahał się pan?

- Wahałem. W przeszłości, jako prezes Funduszu Górnośląskiego czy Polskiego Związku Koszykówki, pełniłem już funkcję osoby publicznej, ale ostatnio prowadziłem kancelarię prawną. Było więc i spokojniej, i wygodniej. Doradzanie i podejmowanie decyzji to przecież dwie różne rzeczy. Zadałem sobie jednak pytanie, czy lepiej mieć takie spokojne życie, czy podejmować wyzwania. I wybrałem to drugie.

Górnik będzie większym wyzwaniem niż rola szefa polskiej koszykówki?

- Z punktu widzenia presji i siły medialnej - na pewno tak. Piłka nożna to w końcu największy teatr świata. Bywałem w swoim życiu na najbardziej prestiżowych koszykarskich imprezach, ale jak się wejdzie na stadion piłkarski i tysiące kibiców krzykną, to ciarki chodzą po plecach. Poza tym Górnik to nie jest zwykły klub. I nie mówię tego, by zaskarbić sobie przychylność kibiców czy mediów, ale dlatego, że tak po prostu jest. Nie trzeba być Einsteinem, żeby wiedzieć, ile ten klub znaczy dla polskiej piłki. To może trochę ciążyć, ale w żadnym wypadku nie boję się tego wyzwania, bo strach nie jest dobrym motywatorem. Traktuję tę rolę z respektem i pokorą. Nie uważam, że o Górniku wiem wszystko. Lubię natomiast słuchać innych.

W grę wchodzą kolejne nowe twarze w zarządzie?

- Właściciel chce, bym przyjrzał się sytuacji i zaproponował własne pomysły. Za wcześnie, by mówić o konkretach, choć oczywiście, jako prawnik, pewne przemyślenia już mam. Uważam chociażby, że statut jest dość prehistoryczny.

Przychodzi pan do klubu, który znajduje się w nieporównywalnie lepszej sytuacji finansowej niż jeszcze kilka miesięcy temu.

- Dobrze się stało, że dzięki pomocy miasta udało się wyjść na finansową prostą. To też jednak zobowiązuje. Nie jest tak, że te pieniądze zostały zainwestowane tylko po to, by rozwiązać problemy z przeszłości. Oczekiwania są znacznie większe. Zawsze wyznacznikiem sukcesu jest sukces sportowy, ale ze swojego doświadczenia wiem, że aby ten sukces osiągać, najpierw trzeba mieć odpowiednie struktury. To więc nasze wspólne wyzwanie - przygotować spółkę, by w przyszłości odnosiła sukcesy.

Co wymaga zmian w działce sportowej?

- Weźmy chociażby przepływ zawodników z drużyn młodzieżowych do seniorów. Na polu juniorów Górnik odnosi sukcesy i fajnie, ale te zespoły juniorskie są przede wszystkim po to, by - przepraszam za sformułowanie - produkować piłkarzy dla pierwszej drużyny.

Co z funkcją dyrektora sportowego? Do tej pory była - tak to nazwijmy - niedookreślona.

- W pierwszej kolejności musimy dokładnie zdefiniować tę rolę. Przez długi czas pełniły ją przecież dwie osoby - Robert Warzycha i prezes Maj, który odpowiada właśnie za działkę sportową. Bardzo ważne będzie jednak podejście nowego trenera. Może będzie chciał, wzorem ligi angielskiej, łączyć dwie funkcje? Nie ukrywam, że to rozwiązanie, które jest mi bliskie.

A jaki ma być ten nowy trener?

- Skuteczny. Na wielu polach, choć oczywiście tym najbardziej istotnym jest tabela ekstraklasy. Bo cóż z tego, że stworzymy idealny model funkcjonowania klubu sportowego, jeśli pierwsza drużyna nie będzie wygrywać?

Robert Warzycha i Józef Dankowski już od dłuższego czasu nie wygrywali, choć jeszcze po meczu z Zagłębiem Sosnowiec mówili, że ich misja się nie kończy. Pożegnanie ich więc zaskoczyło?

- Tak myślę, choć nie mieli okazji od razu się do tego odnieść. Rozpoczynała się już konferencja prasowa z dziennikarzami, więc ustaliliśmy, że po jej zakończeniu wrócimy do naszej rozmowy.

Kto zdecydował o ich zwolnieniu?

- To wspólna decyzja zarządu i właściciela. Formalnie jednak podjął ją zarząd.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.