Nieostatnia deska ratunku Cracovii, czyli Miroslav Covilo prawie jak w domu

Cracovia w końcu ma pomysł na grę, który nie nazywa się Miroslav Covilo. - Na początku było mi tu ciężko, ale dziś mogę powiedzieć, że jestem u siebie - zapewnia Serb.

Facebook?  | A może Twitter? 

Kiedy przeniósł do Cracovii ze słoweńskiego FK Koper, w zadziwiająco szybkim tempie stał się człowiekiem, na którym wszystko się kończy i zaczyna. Wyglądało to tak, jakby przy ul. Kałuży obowiązywała tylko jedna zasada: "nie wiesz, co zrobić, lepiej zostaw to Covili". Kiedy trzeba była odbić piłkę wykopaną przez bramkarza rywali, koledzy odsuwali się, by Covilo miał więcej miejsca. Rzut wolny lub rożny? Piłka koniecznie była zagrywana na głowę Covili. Cracovia odrabiała straty? Covilo przez kilkanaście minut grał jako napastnik. Cracovia przegrywała? Covilo miał pomagać obrońcom.

- Nie miałem z tym najmniejszych problemów. Jest w drużynie wielu dobrych zawodników, którzy mogą wygrać mecz: mogę strzelić ja, ale są też Deniss Rakels, Erik Jendriszek, Darek Zjawiński czy Damian Dąbrowski. Czemu wcześniej tak nie było? To za trudne pytanie - rozkłada ręce Serb.

Po człowieku, który mierzy 194 cm, widać najlepiej, jak Cracovia zmieniła się w ostatnich miesiącach. Niby kilka dni temu właśnie Covilo zdobył zwycięskiego gola z Podbeskidziem, ale gdyby nie on, pewnie zrobiłby to ktoś inny. Kiedy trenerem został Jacek Zieliński, Serb nie jest traktowany jak ostatnia deska ratunku. Ma mniej zadań, a drużyna wychodzi na tym lepiej.

- Wszechstronność jest zawsze lepsza niż opieranie się na jednym zawodniku. Każdy trener powinien mieć w głowie alternatywę. Z drugiej strony piłkarz zazwyczaj sam czuje, że jest w formie i może być liderem. Najczęściej nie przeszkadza to zarówno jemu, jak i kolegom z drużyny. Sam miałem okresy, gdy byłem w drużynie kluczowym zawodnikiem, i pamiętam, że to bardzo budujące. A Covilo? Takiego pomocnika chciałby mieć każdy trener w Polsce - mówi Remigiusz Jezierski, były piłkarz, obecnie komentator telewizyjny.

W nowy sezon Serb wchodzi powoli. Na inaugurację usiadł na ławce rezerwowych, co wcześniej się nie zdarzało. Trener tłumaczył, że przegrał rywalizację, ale to nie do końca prawda. Covilo ostatnio przez dwa miesiące miał problemy z paznokciem. Kiedy kopał piłkę albo próbował przyspieszyć, duży palec puchł i zaczynał boleć.

Przez to nie trenował na pełnych obrotach i dziś ma zaległości. - Nie jestem jeszcze w 100 proc. gotowy. Ostatnio zaliczyłem 90 minut, ale rywale grali w osłabieniu, więc tempo nie było tak duże - wyjaśnia. Ale podobno z palcem jest już lepiej. Niedawno Covilo kupił sobie nawet buty o dwa numery za duże, by ból był mniejszy, a dziś zakłada już normalny rozmiar.

Przekonuje, że w Krakowie czuje się coraz lepiej. Niedawno przeprowadził się, by mieszkać bliżej obrońcy Sretena Sretenovicia, z którym spędza niemal każdą wolną chwilę. Na kilka miesięcy pod Wawel ma się też wprowadzić żona i dwuletni syn Covili. - Zostaną tu co najmniej do grudnia. Cieszę się, bo na początku było mi naprawdę ciężko. Nie znałem języka, ale były też problemy innego typu. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, co jest dla mnie dobre, a co nie. Miałem przed Cracovią propozycje z innych klubów, ale mój poprzedni pracodawca robił problemy i nie chciał mnie puścić. Teraz mogę spokojnie powiedzieć, że tu jest moja drużyna - dodaje Covilo.

Więcej o:
Copyright © Agora SA