Lech Poznań - FK Sarajevo 1:0. Jeden gol wystarczył, teraz na Lecha czeka FC Basel

Gong, którego posłał Lech Poznań ekipie FK Sarajevo już w 5. minucie meczu, obwieścił awans do trzeciej rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Lech wygrał 1:0, ale był to pokaz siły na tle słabszego rywala. Za tydzień mistrzowie Polski zagrają ze szwajcarskim FC Basel

Kiedy już w 5. minucie meczu Lecha Poznań z FK Sarajevo sędzia zagwizdał rzut wolny tuż sprzed linii pola karnego, Bośniacy jeszcze nie wiedzieli, że już po nich. Nie zdawali sobie sprawy, że oto ten gwizdek wystawia ich na pożarcie najostrzejszych kłów i pazurów, jakie ma Lech. Należą one do Szkota Barry'ego Douglasa.

Już podczas zgrupowania i sparingowych meczów Kolejorza w Gniewinie widać było, jak istotny dla Lecha jest ten piłkarz. Jak mistrzowie Polski zależą od jego asyst, dośrodkowań, wreszcie od broni przerażającej - straszliwych rzutów wolnych na lewą nogę.

Douglas king

Dla bramkarza FK Sarajevo Senedina Ostrakovicia to była "nagła śmierć". Nie mrugnął, nie drgnął, jedynie westchnął, gdy piłka posłana przez Szkota wpadła mu do bramki. Wszak taki rzut wolny dla Douglasa, z tej odległości to niemal jak karny. W Polsce to wiemy, nawet na trzeciej trybunie pojawił się transparent z napisem "Douglas king", w Bośni i Hercegowinie - jeszcze nie.

Nie była to jednak jedyna surowa lekcja dla mistrzów Bośni i Hercegowiny, którzy prezentowali poziom proporcjonalnie niższy od mistrzów Polski w każdym aspekcie gry. Udowodnili tym samym, że jeśli narzeka się na poziom polskiej piłki i ekstraklasy, nazywając ją dnem, to warto pamiętać, że nie ma takiego dna, by nie usłyszeć pukania od spodu.

Dziennikarze na trybunie prasowej zaczęli się nawet zastanawiać, czy za czasów trenera Mariusza Rumaka poznański Lech odpadłby z tym rywalem, tak jak z Żalgirisem Wilno czy Stjarnan. "Rumak przegrałby z FK Sarajevo, za to wygrał z Pogonią" - padło na Twitterze.

Mecz nudny, ale pasjonujący

FK Sarajevo było tak bardzo słabsze, że po tych pięciu minutach losy rywalizacji były rozstrzygnięte - Lech miał zapas po wygranej 2:0 w Sarajewie plus ten jeden gol w Poznaniu. To oznaczało komfortową sytuację, która pozwalała mu grać na luzie i rozwijać skrzydła. Ten mecz mógł przy tym wyniku uchodzić za nudny, ale dla kibiców Lecha powinien być w sumie pasjonujący. Czyż jest bowiem coś milszego niż zobaczyć swoją ukochaną drużynę, która robi na boisku co chce i występuje naprzeciw przeciwnika w roli nauczyciela. Bośniacy byli za wolni, za schematyczni, by zrobić Lechowi krzywdę. Raz zmusili Jasmina Buricia do interwencji (strzelał Tomislav Barbarić), raz dobrą akcję aż do linii końcowej przeprowadził Almir Bekić. Częściej jednak poznaniacy przerywali ich akcje, odbierali piłkę, znamienna była akcja, po której Marcin Kamiński potknął się, a i tak zdołał się pozbierać i piłkę zagarnąć.

To mogło deprymować. FK Sarajevo nie było w stanie nic zrobić, przez 45 pierwszych minut biegało za Lechem jak głodny gepard po sawannie, raczej przypatrując się wymianie piłek między zawodnikami Lecha. Bośniackim piłkarzom należy się jednak szacunek za to, że się nie deprymowali, nie zrażali, nie poddawali. Cały czas próbowali zawiązać jakąś akcję, coś ugrać, ustrzelić. Pot w niezwykle dusznym, poprzedzającym burzę powietrzu w Poznaniu ściekał po skroniach, szkocki sędzia postanowił oszczędzić poznańskie płyny i nie zarządzał przerwy na ich uzupełnienie, a jednak Bośniacy dopóki mieli siły, dopóty nacierali. Rozbijali się o Lecha jak komary o szybę samochodu, ale nie przestawali.

Dopiero pod koniec pierwszej połowy dotarli na stadion kibice bośniaccy, wsparci brygadą z Drezna, gdzie mieszka diaspora z Bośni i Hercegowiny.

Zbierać punkty

Poznaniacy dobrze wiedzieli, że teraz ich zadaniem jest zbierać punkty do rankingu UEFA, dzięki czemu może kiedyś nie trzeba będzie losować FC Basel w trzeciej rundzie. Awans dawała im jednak nawet jednobramkowa przegrana. Lech mógł zatem teoretycznie stracić nawet dwa gole, ale jednego stracić nie mógł na pewno - żadnego piłkarza!

Lech mógł podwyższyć prowadzenie w 63. minucie - Bośniacy wybili piłkę sprzed linii bramkowej. A krótko potem trener Maciej Skorża wpuścił na boisko Darko Jevticia, pozwalając mu - wobec obecności Łukasza Trałki i Dariusza Dudki (po chwili Abdula Aziza Tetteha) - na ofensywną grę. Na boisko wszedł też Gergo Lovrencsics, po długiej przerwie spowodowanej kontuzją.

Pierwsze spotkanie o awans do fazy play-off Ligi Mistrzów odbędzie się w środę 29 lipca o godz. 20:45 na stadionie przy ulicy Bułgarskiej w Poznaniu. Rewanż w Bazylei zaplanowano dokładnie tydzień później. Spotkanie rozpocznie się w środę 5 sierpnia o godz. 20:15.

Lech Poznań - FK Sarajewo 1:0. Laskowski: Lech był lepszą drużyną i potrafił pokazać to na boisku

źródło: Okazje.info

Czy Lech awansuje do fazy grupowej Ligi Mistrzów?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.