Nowa moda w Warszawie? Crossfit, czyli krokodylki dają wycisk

Ręce mam jak z waty, czuję, że nie dam rady. ?Dajesz, dajesz!? - biegnie dziewczyna z mojej grupy i odlicza ostatnie powtórzenia. Dałem, ukończyłem swój pierwszy trening crossfit.

Sporty miejskie - dla ciekawych, dla aktywnych na Warszawa.sport.pl

Pierwsze oznaki, że crossfit staje się nową modą w Warszawie, można było zauważyć latem. W parkach spotykały się kilkudziesięcioosobowe grupki, by wspólnie trenować. Na początku grudnia w hali przy Racławickiej ruszył pierwszy w stolicy specjalny box do trenowania crossfitu - R99. Ostatnio przy Postępu otwarto drugi taki obiekt - Crossfit Mokotów. W weekend przeżył oblężenie.

Ekstremalne robienie zakupów

Intensywne ćwiczenia siłowe, wytrzymałościowe i gimnastyczne, wykonywane na zmianę w krótkim czasie. Nie nudnawe zajęcia na siłowni, gdzie robi się zwykle te same ćwiczenia z długimi przerwami, lecz krótki, ale bardzo intensywny trening, za każdym razem inny i prowadzony najczęściej w grupie.

- Ten rodzaj treningu przygotowuje nas na każdą ewentualność, jaka nas może spotkać w życiu - od noszenia zakupów czy przenoszenie mebli w domu, do sytuacji ekstremalnych - mówi Bartłomiej Lipka, instruktor crossfitu z R99.

Zobacz wideo

Poważnie? Sprawdzę - pomyślałem. Crossfit Mokotów z okazji otwarcia zapraszał w weekend na darmowe treningi - 240 miejsc zarezerwowano w ciągu kilkunastu godzin. Załapałem się na jeden z ostatnich wolnych terminów.

- Od godziny dziesiątej w sobotę dzieje się coś niesamowitego. Przyszło mnóstwo ludzi, mieliśmy specjalne pokazy z najlepszymi zawodnikami crossfitu z całej Polski, już mamy pierwszych chętnych na karnety - opowiadał w niedzielę podekscytowany Bartłomiej Macek z Crossfit Mokotów.

Workout of the day

Ludzie, którzy kończą trening przed moją grupą, wyglądają na zrelaksowanych i zadowolonych. "Może nie będzie tak źle" - myślę i zerkam na mój skład. Jest sporo kobiet - w naszej grupie to połowa. Widać, że większość osób na co dzień ma coś wspólnego ze sportem, ja jestem osobą "z ulicy".

Na siłownię nie chodzę, wolę jeździć na rowerze, biegać i pływać. Grywam w piłkę czy badmintona, ale po świętach jestem bez formy. Tak, czuję to już podczas rozgrzewki. A to był zaledwie wstęp do prawdziwego "wycisku"

WOD, czyli "workout of the day" naszej grupy, napisany jest kredą na szkolnej tablicy. Zerkam, czytam, o nie Są "burpees", czyli krokodylki. Latem obserwowałem ćwiczących crossfit na Skrze - widziałem jak wyczerpujące są to ćwiczenia. Polegają na jak najszybszym położeniu się na rękach na podłogę, tak jak przy pompkach, powstaniu i zrobieniu pajacyka.

Drugie ćwiczenie to przysiady z plastikowymi sztangami, a trzecie tzw. "K2E", czyli podciągnie kolan do łokci w zwisie na rękach. Do wykonania mieliśmy trzy rundy takich ćwiczeń na czas - najpierw po 21 powtórzeń krokodylków, przysiadów i podciągnięć, następnie po 15, a w ostatniej części po 9. Każda runda dodatkowo kończyła się przebiegnięciem na czworakach całej sali.

Jak Kowalczyk na Alpe Cermis

Po zrobieniu 21 krokodylków chciałem się wycofać. Ale wykonywanie takich ćwiczeń w grupie, istota crossfitu, ma swoje plusy. Patrząc na innych, wykonujących już następne ćwiczenia, zaciskam zęby, liczę powtórzenia, walczę z czasem, ze sobą. Sił brakuje, muszę odpoczywać przed następnymi ćwiczeniami. Ale prę, zaliczam.

W końcowej rundzie ręce mam już jak z waty. Podczas dwóch ostatnich ćwiczeń, kiedy już wszyscy ukończyli swoje rundy, biegnie do mnie dziewczyna z naszej grupy i mobilizuje. "Dajesz, dajesz!" - krzyczy i odlicza powtórzenia. Rundę kończę nie biegiem, ale człapaniem na czworakach. Do tablicy wyników się dowlekam, zerkam - 10 minut? Myślałem, że trzy razy tyle!

Teraz lepiej wyobrażam sobie, co musiała czuć Justyna Kowalczyk, która po przekroczeniu mety Tour de Ski na górze Alpe Cermis padła na ziemię z wyczerpania. Też leżę przez chwilę oszołomiony nie zdając sobie sprawy, gdzie jestem. Zajęcia kończą się spokojnym rozciąganiem, a my w większości wyglądamy na zrelaksowanych i zadowolonych. Przygląda się nam następna grupa, która jeszcze nie wie, co ją czeka.

Za rok dziesięć razy więcej?

Przez kwadrans po zakończeniu zajęć nie mogłem dojść do siebie, powtarzałem sobie, że to na pewno ostatni raz, kiedy próbuję crossfitu. Ale z czasem zaczynam odczuwać satysfakcję, że udało mi się ukończyć cały WOD. Nie oszukiwałem przy liczeniu powtórzeń, pomimo ból i braku sił dałem z siebie wszystko.

Coś mi się wydaje, że to nie był mój ostatni trening crossfit.

- Podobnie myśli wiele osób, które spróbowało tej metody treningowej - śmieje się Bartłomiej Macek, instruktor. - Zainteresowanie naszymi zajęciami przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Można śmiało powiedzieć, że w Warszawie zaczął się boom na crossfit. Po kilku dniach działania naszego klubu musieliśmy zorganizować dodatkowe zajęcia dla początkujących, tylu było chętnych.

Według szacunków instruktorów w Warszawie realnie zainteresowanych crossfitem jest teraz około 500 osób. Ale za rok ta liczba może być nawet dziesięć razy wyższa.

Byłeś na treningu crossfit? Uprawiasz w stolicy "dziwne" sporty? Bloguj na Warszawa.sport.pl

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.