Piotr Wadecki: W niedzielę w Liege-Bastogne-Liege Michał chciał uśpić rywali, zaskoczyć ich na finiszu, ale trochę źle to rozegrał i choć miał moc, to zajął tylko trzecie miejsce, Alejandro Valverde i Daniel Martin za bardzo mu odjechali. Szkoda, ale i tak pierwsza część sezonu należy do Kwiatkowskiego. On, Valverde i Peter Sagan są tymi zawodnikami, którzy wiosną byli najbardziej widoczni. A takie najgorsze, siódme miejsce Michała, rok temu dałoby nam bardzo dużo radości. On jest teraz we wspaniałej formie, jedzie najlepszy sezon w karierze.
- W poprzednim sezonie dużo się mówiło o słabości Michała, co było przesadą. Kilka wyścigów pojechał bardzo dobrze. Na początku pokazał się w Portugalii i Hiszpanii, później wygrał w Belgii E3 Harelbeke, czyli duży klasyk. I przede wszystkim miał świetny występ w Rio, tam był naprawdę fantastyczny, pomógł Rafałowi Majce wywalczyć medal. Ale oczywiście oczekiwania od mistrza świata są większe, Michał nas przyzwyczaił, że wygrywa, dlatego kiedy zwycięstw zabrakło, zaczęliśmy mówić, że mu nie idzie, a nawet, że ma bardzo słaby sezon. Z tym się nie zgadzam, on miał sezon nie taki, jaki chciał mieć i jakiego oczekiwali kibice, ale nie "bardzo słaby". Trudno było dlatego, że zimą Michał bardzo ciężko trenował, bo bardzo zależało mu, aby wchodząc do nowej ekipy pokazać się z jak najlepszej strony i wygrywać dużo wyścigów. Bardzo dużo schudł i organizm chyba nie był gotowy, żeby tak szybko się przystosować. Pamiętamy, jak się skończył ubiegłoroczny Amstel Gold Race - gdy w pewnym momencie zaczął padać grad, to Michał po prostu zamarzł na rowerze i zszedł do wozu technicznego. Odbiły się na nim szybka utrata wagi i bardzo ciężkie treningi. Ale praca, którą wtedy wykonał, teraz procentuje. Nie jest tak, że kolarz poćwiczy dwa-trzy miesiące i staje się mistrzem. Jeśli wygrywa, to dlatego, że pracował na to latami. Na pewno Michał po tamtym sezonie wzmocnił się psychicznie, poznał swoje słabsze strony, teraz lepiej wie, czego się po sobie spodziewać. Ciągle jest młodym kolarzem, a już ma ogromne doświadczenie. Fantastycznie, że mamy takiego gościa w peletonie.
- Już w ubiegłym roku o nich myślałem. Teraz trzymam kciuki za wszystkich naszych zawodników, żeby zdobywali jak najwięcej punktów do rankingu UCI, bo do sierpnia trzeba walczyć o to, by mieć ośmioosobową drużynę. Taki zespół będzie w stanie popracować na Michała tak, żeby odzyskał koszulkę mistrza świata.
- Tak, trasa będzie lepsza dla Michała. Ale Rafał daje nam komfort. Jeśli - odpukać - Michał nie miałby swojego dnia albo gdyby stało się coś losowego, a Bergen to takie miejsce, w którym przez 350 dni w roku pada deszcz, Majka na pewno będzie gotowy przejąć rolę lidera. Już to pokazuje. On dopiero się rozkręca, dopiero teraz wchodzi w sezon, a już jest w formie. W niedzielę był 10 w Liege-Bastogne-Liege, kilka dni wcześniej bardzo dobrze, aktywnie jechał w Strzale Walońskiej [zajął 29. miejsce], a przecież ma inne cele. Kwiatkowski nastawiał się na w klasyki, tu miał walczyć dla swojej ekipy o zwycięstwa i miejsca na podium, natomiast dla Majki najważniejsze będą wielkie toury.
- Jestem zwolennikiem spokojnego podejścia do wyścigów nawet wtedy, kiedy jest forma. Lepiej cicho robić swoje. Nie nastawiajmy się, że Kwiatkowski zaraz będzie wygrywał Tour de France, bo liderem Sky na wielkie wyścigi jest Chris Froome. Michał rzeczywiście może powalczyć o etapowe zwycięstwa, być może o koszulkę lidera, jeśli wszystko dobrze się ułoży. Ale zgodę na wygrywanie dostanie pod warunkiem, że to nie będzie szkodziło liderowi. Jeśli znajdzie się w ucieczce, to dojechać w niej i powalczyć o zwycięstwo będzie mógł tylko pod warunkiem, że taka ucieczka nie zagrozi pozycji Froome'a. Ale Brytyjczyk jest coraz starszy, a Michał coraz częściej pokazuje, że jest gotów do przejęcia jego roli. Może za dwa-trzy lata to on pojedzie po "generalkę"?
- Bez wątpienia Rafał jest liderem swojej ekipy na duże toury. Bora nie ma kolarza, który by tak dobrze jeździł w górach i miał tyle doświadczenia, co Rafał. Na pewno Majka będzie miał cały zespół podporządkowany pod siebie i będzie walczył o klasyfikację generalną. A jak go w tej chwili obserwuję, to chyba jeszcze nie był w takiej dyspozycji w takim momencie sezonu.
- Może przyszedł czas, by Rafał ukończył Tour de France w pierwszej trójce? Życzę wszystkiego najlepszego Michałowi i grupie Sky, ale wolałbym, żeby to Rafał, a nie Froome wygrał ten wyścig (śmiech).
- Pewnie nie jest, ale kolarstwo to taki sport, w którym różne rzeczy się zdarzają, w którym trzeba walczyć końca, a Rafał już pokazywał, że potrafi w górach wygrywać z wielką łatwością. Wiemy z poprzednich lat, że czasem liderzy przedwcześnie kończą wyścig, a to przez choroby, a to przez kraksy, a to przez gorszą formę. Duży tour to trzy tygodnie ścigania, a w takim czasie wiele może się wydarzyć. Trzeba być maksymalnie skoncentrowanym, bardzo się pilnować, żeby nie złapać jakiegoś wirusa, które atakują osłabiony organizm, trzeba cały czas uważać, by nie ulec jakiemuś wypadkowi. Rafał już to wszystko wie, nauczył się tego, będzie mocny.
- Jest niesamowita. Na razie nie może wygrać tylko z mistrzynią olimpijską z Rio, Anną van der Breggen. Musimy pamiętać, że Kasia jest bardzo młoda [we wrześniu skończy 23 lata], a już ma takie wyniki. To tylko kwestia czasu, kiedy będzie numerem jeden światowego peletonu. Jest tak ambitna i tyle już osiągnęła, że naprawdę niebawem będzie najlepszą zawodniczką kobiecego kolarstwa.
- Chyba postawiła sobie za duże oczekiwania. Dzień wcześniej Rafał zdobył medal i ona też stawała na starcie z myślą o podium. Za dużą presję sama sobie narzuciła, bardzo, bardzo chciała medalu.
- Kiedy kolega czy koleżanka zdobywa medal, to dochodzi do nakręcania się. Przyszła wiara, że my, Polacy, możemy. Że nie tylko Hiszpan, Belg czy Włoch może być mistrzem. Kaśka wtedy bardzo tego medalu zapragnęła. I na mecie była bardzo rozczarowana. Było widać, że była w superformie, że była świetnie przygotowana, a jednak coś nie wypaliło. Musimy pamiętać, że szóste miejsce w olimpijskim debiucie to super wynik, ale Niewiadoma się nie cieszyła. Oby tylko w Tokio była ciężka trasa, to tam będzie miała już bardzo dużo doświadczenia i będzie główną faworytką do złota.
- Nie ma szans tego rozstrzygnąć. Pozostaje nam bić brawo obojgu i trzymać kciuki, żeby ich wyniki były jeszcze lepsze. O to będzie trudno, bo już są prawie topowe. Może lepiej trzymajmy kciuki, żeby ich omijały przypadki losowe i choroby. Jak tego unikną, to jestem przekonany, że i Kaśka, i Michał przez lata będą rządzić w światowym kolarstwie.
- Od 2007.
- To prawda. Ogromną dumą jest bycie selekcjonerem kadry, w której ma się pod swoimi skrzydłami takich zawodników. Pamiętam końcówkę kariery zawodniczej i pierwsze lata w roli selekcjonera, gdy jeździliśmy na mistrzostwa świata, nie mając kogo zabrać. Mieliśmy sześć miejsc i dwóch-trzech zawodników, którzy mogli pojechać. Szukaliśmy kolarzy, prosiliśmy, żeby dołączyli. Były takie imprezy, że nikt z naszych nie dojeżdżał do mety. Na igrzyskach w Pekinie w 2008 roku Przemek Niemiec zajął 15. miejsce, czyli osiągnął wynik, na który dzisiaj nikt by nie spojrzał, a wtedy się cieszyliśmy, że nawiązujemy walkę z czołówką. Później było już tylko lepiej. Pamiętam jak Kwiatkowski praktycznie wszystko na świecie wygrywał w juniorach. Czekaliśmy na niego, wiedzieliśmy, że będziemy mieli w elicie kolarza, który będzie walczył. Teraz musimy robić wszystko, żeby wspomagać trenerów, którzy są na samym dole, pracują w klubach, wyszukują takich zawodników jak Kwiatkowski i Majka, którego Zbyszek Klęk znalazł gdzieś na szkolnym boisku. Musimy mieć następców.
- Rosną, rosną, również dzięki Majce i Kwiatkowskiemu, którzy zakładają swoje akademie, szkółki. No i dzięki temu, że młodzi ludzie widzą, jak liderzy naszej kadry wygrywają największe wyścigi świata i też zaczynają wsiadać na rowery. Kolarstwo nam się z roku na rok rozwija. To kwestia czasu, żeby któryś z trenerów wychował kolejnego Michała czy Rafała.