Były medalista paraolimpijski: Sport zawładnął moim życiem

- Zmieniła się świadomość naszego społeczeństwa. Ludzie coraz bardziej otwierają się na ten temat i rozmawiają o sporcie osób niepełnosprawnych. Kiedyś podejście było gorsze, mówiło się, że rywalizacja takich osób jest nieładna, nieefektowna. Na szczęście to już przeszłość - mówi Radosław Stańczuk, były paraolimpijczyk.

2 294 kilometrów - taki dystans dzieli Warszawę i Madryt. To dokładnie tyle, ile przez 24 godziny na ergometrach ma zamiar przepłynąć charytatywna sztafeta wioślarska w ramach akcji Wszyscy Do Wioseł. Celem jest zbiórka pieniędzy na zakup ergometrów wioślarskich i dostosowanie ich do potrzeb osób niepełnosprawnych oraz aktywizacja osób niepełnosprawnych poprzez sport. Wiosłowanie odbędzie się 23 i 24 listopada, na stadionie warszawskiej Legii. Można się jeszcze zgłaszać!

Szczegóły akcji Wszyscy do wioseł >>

Damian Bąbol : Jaką rolę sport odegrał w twoim życiu?

Radosław Stańczuk*: Przez połowę życia zawsze coś trenowałem. Ciągnęło mnie do ruchu. W szkole średniej trochę trenowałem piłkę ręczną, ale najbardziej ciągnęło mnie do futbolu. Jako młody chłopak miałem nawet propozycję z klubu z ligi regionalnej. Szkoda, że wtedy odmówiłem. W 1993 r. miałem wypadek. Na szczęście pod względem psychicznym szybko się pozbierałem. Dwa lata później uczestniczyłem w turnusie rehabilitacyjnym na warszawskim AWF. Tam miałem do wyboru kilka dyscyplin, które mogłem zacząć uprawiać. Postawiłem na szermierkę.

Jak się później potoczyła twoja kariera?

- Krótko po rozpoczęciu regularnych treningów dostałem zaproszenie na mistrzostwa Polski. Szybko robiłem postępy. Trenerzy to widzieli i już pół roku później zadebiutowałem w Pucharze Świata. Polecieliśmy do Włoch, gdzie dostaliśmy baty, ale zasłużenie. Byli od nas zdecydowanie lepsi. Pamiętam jednak, że tamta porażka wpłynęła na mnie bardzo motywująco. Zabrałem się ostro do pracy. Efekt był taki, że uzyskałem kwalifikację na igrzyska olimpijskie w Sydney w 2000 r. To był dla mnie jeszcze większy pozytywny kopniak, żeby iść naprzód. Sport wtedy całkowicie zawładnął moim życiem. Ani na przez chwilę nie pomyślałem, żeby zrezygnować. W dodatku w Australii zdobyłem srebrny medal w rywalizacji drużynowej. Mam stamtąd wspaniałe wspomnienia.

Na następnych igrzyskach w Atenach byłeś jeszcze lepszy.

- To prawda. Tam odniosłem największy sukces. Zdobyłem srebrny medal drużynowy w szpadzie oraz indywidualne wicemistrzostwo olimpijskie. Kolejne cztery lata upływały już z myślą o igrzyskach w Pekinie, które jednak zostały zdominowane przez Chińczyków. Byli poza zasięgiem. Zdobyłem tam brązowy medal, zresztą jako jedyny szermierz z Europy. Przed tamtymi igrzyskami powiedziałem, że jeżeli nie stanę na podium, to kończę karierę. Motywacji więc mi nie brakowało. W Londynie w 2012 r. zająłem najgorsze miejsce dla sportowca, czyli czwarte. Było blisko, ale wieku i organizmu nie da się oszukać. Przyszli młodsi, szybsi, a ja powoli zaczynałem schodzić ze sportowej sceny.

Co oprócz olimpijskich medali dało ci jeszcze uprawianie sportu?

- Przede wszystkim zwiedziłem cały świat. No, może poza Afryką, bo tam nie organizowano żadnych zawodów w szermierce. Dzięki temu, że trenowałem i osiągałem sukcesy na arenie międzynarodowej, poznałem wielu wspaniałych ludzi. Znalazłem satysfakcjonującą pracę i jeszcze bardziej pokochałem życie. Razem z nimi stworzyliśmy fundację. Jeździmy do szkół i rozmawiamy o zaletach uprawiania sportu przez osoby niepełnosprawne.

Zmieniło się u nas postrzeganie i promowanie sportu osób niepełnosprawnych w polskich mediach?

- Zdecydowanie. Na pewno ta dziedzina jest dużo lepiej postrzegana niż np. w 2000 r., czyli podczas igrzysk w Sydney. Jest lepiej również jeśli chodzi o stypendia. Zmieniła się również świadomość społeczeństwa pod tym względem. Jesteśmy coraz bardziej otwarci. Kiedyś było takie podejście, że rywalizacja takich osób jest nieładna, nieefektowna i lepiej jej nie pokazywać w telewizji. Teraz jest zdecydowanie inaczej, chociaż oczywiście jest w tej sferze jeszcze wiele do zrobienia. Na szczęście wszystko idzie w dobrym kierunku.

* Radosław Stańczuk, szermierz-paraolimpijczyk i koszykarz na wózku. O sporcie osób niepełnosprawnych dowiedział się po wypadku. Doszło do niego 3 września 1993 r. W wyniku przypadkowego postrzału z broni myśliwskiej stracił nogę.

Copyright © Agora SA