Trener Anastasi zagra dziś po raz pierwszy przeciwko swoim rodakom i wcale nie czuje się z tym dobrze

Nie dość, że rodakom to jeszcze drużynie, którą przecież jeszcze do niedawna prowadził - nie ma co się dziwić jego rozterkom.

Właśnie sobie uzmysłowiłyśmy (no dobra, przeczytałyśmy), że ostatni raz w meczu o punkty graliśmy z Włochami trzy lata temu. Tyle właśnie czasu minęło od pamiętnego ćwierćfinału Igrzysk Olimpijskich, w którym przegraliśmy 15:17 w tie-breaku, a Michał Winiarski położył się równie pamiętliwie na boisku.

Naszej rozpaczy przyglądał się wówczas uradowany Andrea Anastasi, który świętował awans swojej drużyny do półfinału. Włosi nie są już jego drużyną po nieudanych dla nich zeszłorocznych mistrzostwach świata, a dalszy ciąg kariery szkoleniowca jest już nam doskonale znany. Dziś wieczorem po raz pierwszy przyjdzie mu zmierzyć się z rodakami.

- Ten mecz będzie mieć dla mnie szczególne znaczenie . Będę odczuwał duże emocje, ponieważ jestem Włochem i przez wiele lat reprezentowałem barwy swojego kraju jako zawodnik, a później jak trener. Emocji będzie sporo, ale tylko w głowie . Na boisku zachowam spokój i zrobię wszystko, żeby pomóc polskiej drużynie zwyciężyć - zapewnia Anastasi. - Czuję się trochę dziwnie, to trudne wyzwanie nie tylko ze sportowego punktu widzenia. Będę dodatkowo podenerwowany. Na pewno emocje dadzą mi się we znaki, będę mocno przeżywał każdą akcję. Mam jednak nadzieję, że podopieczni pomogą mi jakoś przejść przez to spotkanie i wspólnie zrobimy swoje - dodaje.

Hmm. No to może, drodzy podopieczni, w ramach ulżeniu cierpieniom swojego trenera, szybkie 3:0?

[źródło: siatka.org]

Więcej o:
Copyright © Agora SA