No i patrzcie. Niby od kilku ładnych lat jesteśmy przygotowane na to, że jeśli zaraz na monitorze pojawić ma się Marcin Lijewski, trzeba liczyć się z możliwością wystąpienia palpitacji, mrowienia na kręgosłupie, ukłucia w płucu i żołądku oraz dziury w biurku od rozjeżdżających się mimowolnie łokci. Wiemy, że najlepiej upewnić się wtedy, czy jesteśmy same w pokoju, okno jest otwarte, a obok stoi szklanka wody i ściereczka do wycierania potu z czoła. I mimo tej wiedzy, cały czas przydarzają się zdjęcia Lijka wobec których jesteśmy całkowicie bezbronne. Onieśmielone. Na łopatki rozłożone.
I kiedy już jakimś cudem zdołamy się opanować, klan Lijewskich uderza ze zdwojoną siłą.
Bracia Lijewscy facebook.com
Jeśli jakimś cudem przeżyłyście ten atak, zapraszamy do naszej galerii na unicestwienie ostateczne. A jeśli kiedykolwiek próbowałyście stworzyć sobie w głowie wizualizację redakcji Ciach, to w tym momencie wyglądamy mniej więcej jak te trzy panie w fioletowym:
Marcin Lijewski facebook.com