Kącik Sary Carbonero: czyżby słychać dźwięk dzwonów weselnych?

I akompaniujący im trzask pękających serduszek dziewczęcych?

Co do tego pierwszego: prawdopodobnie, co do drugiego: niekoniecznie. Pierwszym zajmiemy się zaraz, wyjaśnijmy tylko dlaczego potwierdzenie ewentualnych pogłosek o ślubie (jejku, napisałyśmy to straszne słowo) Sary i Ikera niekoniecznie oznaczałoby dla nas koniec świata. Głównie dlatego, że jakimś takim, nie do końca przez nas uświadomionym mechanizmem, okazało się nagle, że po wszystkich waka-wakach , argentyńskich modelkach i wenezuelskich wag-recydywistkach , czujemy do Sary niemal sympatię, podziwiamy jej ładność, zgrabność, wdzięk i wyczucie kolorystyczne (patrz wyżej),co więcej, upatrując w jej przykładzie nadziei na lepsze jutro dla nas samych. A więc istnieje praca po filozofii przyszłość w naszym zawodzie.

Madridistka Ogi przesyła nam garść zdjęć, na których panna (jeszcze panna, nagle to określenie zaczęło nam się bardzo podobać) Carbonero najwyraźniej promienieje, a poza tym, na okładce jakiegoś kolorowego czasopisma obwieszcza dumnym tonem (a raczej dumnym krojem czcionki), że Iker dał jej pierścionek, a dziennikarze wtórują, że sygnały ślubu dziennikarki i bramkarza wiszą w powietrzu.

Jednocześnie Sara i Iker całują, spacerują, przytulają się, wyglądają kwitnąco i zapowiadają się na długie i szczęśliwe życie. A Sara ma piękny płaszcz, czego nie można niestety powiedzieć o puchówce Ikera...

...co stanowi przecież jakieś pocieszenie dla naszych zbolałych serduszek. No bo nie będziemy udawać, że takie zdjęcie pozostawia nas zupełnie obojętnymi:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.