Lech przegrywa ze Sportingiem

Smutno.

Smutno i żal, a najabardziej jesteśmy złe na same siebie, że po bitwie na śniegu uwierzyłyśmy, naiwnie i zgubnie, że jednak będzie dobrze, że uda się przełamać od wielu lat trwającą wiosenną niemoc pucharową polskich drużyn, że przecież wystarczy nie przegrywać w Bradze - nic prostszego, że właściwie jeszcze przy stanie 0:1 można było dociągnąć do karnych, a w karnych, to już by sobie chłopcy poradzili, jak radzili sobie nie raz...

Niestety, polscy piłkarze (oraz piłkarze polskich drużyn) po raz kolejny udowodnili, że rycerzami wiosny to oni nie są, że budzenie się z zimowego snu przychodzi im z trudem, bólem i powoli, co nie oznacza oczywiście, że będziemy ich mniej lubić, może nawet oznacza, że będziemy ich lubić jeszcze bardziej (mamy to w genach), oznacza jednak, że jest nam po porstu cholernie przykro.

Zwłaszcza, że rywale nie pokazali absolutnie nic szczególengo, a jednocześnie nie pokazując nic szczególnego, byli od naszych lepsi w każdym niemal elemencie gry. Jeszcze na 10 minut przed końcem pierwszej połowy było już praktycznie po awansie, a potem została już tylko niemoc, zgryzota i czerwona kartka Marcina Kikuta, tego samego, który kiedyś, w innym ważnym pucharowym meczy poznaniaków zasłużył sobie na przydomek "rany boskie..."

- Przez pierwsze 20 minut nie potrafiliśmy "wejść" w to spotkanie. Przeciwnik lepiej operował piłką i na dobra sprawę stworzył dwie sytuacje do przerwy i strzelił dwie bramki - powiedział trener Jose Maria Bakero. W podobnym tonie wypowiadał się Kikut:

- Nie czuliśmy się ani gorsi, ani że nie zasłużyliśmy na awans. Jest żal. Teraz trzeba wyciągnąć wnioski i jechać dalej, żeby wywalczyć miejsce w pucharach za rok.

Odwagą cywilną wykazał się natomiast kapitan zespołu Bartosz Bosacki, który oświadczył, że calą odpowiedzialność za straconą bramkę bierze na siebie:

- Cała wina spada na mnie. Za krótko wybijaliśmy piłkę. Nie wszystko funkcjonowało tak jak powinno Pierwsza połowa nie ułożyła się jakbyśmy chcieli. W drugiej wyglądało to lepiej, ale też nie tak, jakbyśmy życzyli sobie tego my i kibice. Zagraliśmy trzy spotkania o stawkę. Nie wyglądały tak, jakbyśmy chcieli, nie tak jak w okresie przygotowawczym. dlatego przegrywamy.

No dobra. Dzięki chłopaki za to, co było, dzięki za Juventus i Manchester City i czekamy z utęsnknieniem kiedy cała zabawa zacznie się na nowo, a wziąwszy pod uwagę kondycję polskich drużyn, zacznie się już całkiem niedługo... w lipcu, najdalej sierpniu... i tak znowu do wiosny....

Więcej o:
Copyright © Agora SA