Ups, chyba o kimś zapomniałyśmy...

Jak mogłyśmy? Za dużo masła, za mało magnezu, demencja starcza... w każdym razie bijemy się w pierś głośno i mocno... Tak mocno, jak żałujemy i dziwimy się same sobie, że w naszej opowieści o ciachowych strzelcach weekendu jakimś cudem pominęłyśmy Yoanna Gourcuffa.    

Jak to możliwe? Nie czas mi miejsce o tym rozprawiać, Freud miałby pewnie coś do powiedzenia na temat wyparcia, przeniesienia i sublimacji - bo skoro o rzęsach pięknego Joasia myślimy 24 godziny na dobę to nic dziwnego, że zapominamy o nich w tym najważniejszym momencie...

A przecież do naszej listy ciachowych strzelców Joaś się jak najbardziej kwalifikuje, gdyż w wygranym przez Lyon 3:1 meczu z Lille to on właśnie rozdzielił dwa trafienia Lisandro Lopeza wpisując swoje piękne imię i nazwisko do protokołu meczowego. Chwilę tę utrwaliło kilka pamiątkowych zdjęć, uśmiech olśniewająco białych zębów, cała plejada naszych westchnień i kilka kamer telewizyjnych...

Tylko wiecie co? Jakkolwiek jest Yoan idealną emanacją idealności, estetycznym fajerwerkiem projektowanym w głąb fantasmagorii naszych niesublimowanych pragnień, zmysłowym doznaniem z gatunku transcendentalnych, metafizycznym uniesieniem zapośredniczonym przez platońskie wieczne Dobro, Prawdę i Piękno, z naciskiem na Piękno to... to... to...jakoś nam się nie podoba ten cień brody, ten zarys zarostu, ta niepokojąca szczecina pleniąca się na gładkich połaciach najnadobniejszego z lic... Joasiu, kupić Ci polsilvera? Karton polsilverów?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.