Sportowy Alfabet Jesusa Navasa: od A do Z

Bogatsze w nowych mundialowych bohaterów i nowe pokłady ciekawości wracamy do wszędobylskich literek i reaktywujemy nasz naczelny cykl.    

Na pierwszy ogień bierzemy nic innego jak oczy minionego mundialu, Jesusa Navasa. Tak, tak, jednego ze słodko nam panujących Mistrzów Świata, lecz zanim pełne oburzenia zaczniecie wykrzykiwać "znowu Hiszpan;/", "Ciacha co wy macie z tymi Hiszpanami?!" i obrzucać wszystkim co macie pod ręką, musimy zaznaczyć, że mamy coś na swoje usprawiedliwienie - TO zdjęcie, które patrzy (a raczej hipnotyzuje) na nas od samego rana.

I to cud, że nic zrobiłyśmy nic więcej (nie wysłałyśmy petycji do UNESCO!/ nie krzyczałyśmy przez redakcyjne okno "Jesusie Navasie, chcemy zostać twoimi niewolnicami!") prócz poświęcenia mu dwudziestu-dwóch malutkich, skromniutkich literek alfabetu. A zatem:

A ida, czyli nasz przyszły ulubiony serial, jak tylk dowiemy się o czym właściwie to jest i czy tytułowa "Aida" to on czy ona. Nie róbcie takich min, dziewczęta, Cesc i "Gotowe na wszystko" jest tylko jeden, a Jesus zwykł namiętnie oglądać właśnie ten tajemniczy hiszpańskojęzyczny tasiemiec. Oczami wyobraźni już widzimy, jak zaczepiamy go w drodze do szatni: "Widziałeś ostatni odcinek Aidy? Był genialny, nieprawdaż?"

B óg, jak i sama wiara odgrywa wielką rolę w jego życiu. Jak mówi, to jemu zawdzięcza wszystko w swoim życiu i to od niego czerpie siłę i otrzymuje pomoc. Co więcej, na swoich butach umieścił napis: "Bóg jest miłością".

C ygan. Sergio Ramos od kilku dobrych lat jest wiernym przyjacielem Jesusa, spędzają wspólnie wolny czas, przez długie godziny prowadzą rozmowy telefoniczne i nawet w samolocie w drodze na zgrupowania kadry są nierozłączni. Efektem tych pięknych obrazków są zaś wspólne początki przygody z piłką w Sevilli.

D ziewczyna, czyli bliżej niezidentyfikowany obiekt w Jesusowym życiu. Niby jest, niby pojawia się w wywiadach, niby Hiszpan coś tam o niej wspomina, ale nikt nigdy jej nie widział i nawet niezawodne zbiory internetu nie dysponują najmniejszą jej fotografią. Hmm...Już ją lubimy, w erze "pocałujmy się przed kamerą, kochanie" taka WAG to skarb.

E litarna ksywka. Powiedzmy sobie szczerze: ilu ludzi może się pochwalić pseudonimem "Mesjajasz", którym to obdarzyli go koledzy jeszcze w czasach dzieciństwa? Niewielu, ale ci z imieniem Jesus w dowodzie mają pewne ułatwienie.

F inał. Bo widzicie, ten który miał miejsce w Johannesburgu wcale nie był jego wymarzonym, a przynajmniej nie to wszystko co miał miejsce przed Ikerem podnoszącym Puchar Świata do góry. On na długo przed rozpoczęciem Mistrzostw Świata wymarzył sobie, że w ostatecznym starciu Hiszpania zmierzy się z Brazylią, a zwycięskiego gola zdobędzie nikt inny jak Jesus Navas. Ładnie pomyślane kochany, ale Felipe Melo to już nie mogłeś poinformować?

G órnik. To pierwszy zawód, jaki przychodzi mu do głowy, kiedy pomyśli o tym, czego za żadne skarby nie chciałby robić. I słusznie, mamy obawy, że światlo z latarki umieszczonej w kasku nieco zakłócałoby nam odbiór jego ciachowości.

H obby. Spytajcie Torresa, spytajcie Albiola, spytajcie nawet Fabregasa, w których to gronie zwykle grywa nasz dzisiejszy bohater na zgrupowaniach, a może raczej powinnyśmy napisać "których to ogrywa", bo wszyscy świadkowie tych emocjonujących potyczek w Pro Evolution Soccer zgodnie przyznają, że z Navasem w tej konkurencji nikt nie ma szans. Mówcie mu "miszczu".

I dole. Do tego zaszczytnego grona w wypadku naszego dzisiejszego bohatera należy Luis Figo oraz Ronaldo, Brazylijski Ronaldo, ale jak sam podkreśla tylko podczas okresu gry w Barcelonie. Ooo, czyżby deklarował nam się tu mały fan Blaugrany?

J ego klata. Chyba nie miałyście wątpliwości, że w końcu dojdziemy, do tego kulminacyjnego punktu? Bo klatę, owszem Navas posiada, i to całkiem niezłą.

K ieszonkowy przystojniak, czyli kolejny piłkarz, dla którego musiałybyśmy przymusowo zrezygnować ze szpilek i (przynajmniej przez najbliższe pięć lat) z deserów, jeśli tylko nie chcemy być od niego wyższe czy szersze (czyt: grubsze). W wypadku 170 cm i 60 kg Navasa wcale o to nietrudno.

L ęk. Przed kilkoma laty Jesus cierpiał na tzw. zespól lęku napadowego, objawiający się na przykład do ataków przypominających padaczkę. Wszystko to było spowodowane opuszczeniem rodzinnych stron i stresem z tym związanym, toteż ze względu na tą chorobę piłkarz musiał wielokrotnie opuszczać treningi, organizowane poza Sevillą. Dziś na szczęście jest to tylko przykrym wspomnieniem, a Navas w pełni zdrów mógł zachwycać nas na murawach w RPA.

M aradona. Spokojnie, spokojnie, wcale nie chcemy napisać, że Jesus jest fanem jego geniuszu taktycznego, po nocach marzą mu się te uściski i całusy. Na szczęście Argentyńczyk był też kiedyś piłkarzem i robił rzeczy, które inni mogą podziwiać, jak na przykład gol w meczu z Anglią (nie, nie ten ręką, ten drugi), który w prywatnym rankingu Jesusa "najlepszych bramek" zajmuje pierwszą lokatę.

N ajwiększy biczfejs mundialu. I David Villa może się schować.

Jesus Navas, reprezentacja HiszpaniiJesus Navas, reprezentacja Hiszpanii AP/Daniel Ochoa de Olza

O czy. Cóż możemy napisać o nich, co nie zostało już napisane? W ilu przypadkach możemy odmieniać frazę "niesamowite oczęta", "doprowadzające Ciacha do szaleństwa"? Ile godzin możemy spędzić na wpatrywaniu się w podobne obrazki i wzdychaniu z zachwytu?

Jesus Navas, reprezentacja Hiszpanii

Jesus Navas, reprezentacja Hiszpanii

Osobiście twierdzimy, że słowo, które dobitnie opisywałoby ich piękno, jeszcze nie powstało.

P lakaty. To właśnie z nimi wiąże się jedno z najbardziej bolesnych wspomnień z dzieciństwa Jesusa, które położyło cień na całe dalsze jego życie. Bowiem mały słodki Navas, nie mógł jak jego mali, słodcy koledzy wieszać na ścianach swojego pokoju podobizn swoich piłkarskich idoli - zakaz narzucony przez mamę, to zakaz i już! Jak to dobrze, że nasza nie miała nic przeciwko tym gołym klatom.

R afael Nadal, czyli jego ulubiony sportowiec. Navas wielbi go, czci, kocha i podziwia, za to jak ciężko pracuje na swój sukces i za jego wielkie osiągnięcia. Stawiamy sto muffinek, że za spotkanie z nim, dałby się pokroić w równym stopniu, co Ciacha.

S topy. Czy tylko nam wydają się naprawdę ogroomne? Czy tylko my powtarzamy sobie w myślach "Nie patrz na duży palec u lewej stopy! Nie patrz na duży palec u lewej stopy!"

Jesus Navas, reprezentacja Hiszpanii

T owarzystwo. Z pewną dozą nieśmiałości przyznaje, że jedną z rzeczy, które powodują u niego urocze rumieńce na twarzy i drętwienie nóg (zwane też zawstydzeniem), są wszelkiego rodzaju publiczne wystąpienia. Cóż, nie każdy musi być Pepe Reiną i beztrosko wydzierać się do mikrofonu przez bite pół godziny.

U sposobienie. Nie musimy mieć IQ Franka Lamparda, by stwierdzić, że Jesus to raczej tajemniczy typ, swoją skrytością potrafi doprowadzać nas do szału. Najprawdopodobniej przyszedł na świat ze słowami "Nie wiem" na ustach, których od tej pory zwykł używać w odpowiedzi na co drugie pytanie dziennikarzy. I nie, nie chodzi nam o to: "Czy wiesz, że Ciacha cię kochają?"

W aka Waka. To właśnie ten, jakże słynny, utwór autorstwa Shakiry, będący oficjalnym hymnem MŚ w RPA ma ustawiony jako dzwonek w swoim telefonie.

(Czy tylko nam kręci się łezka w oku na dźwięk tej melodii?)

Z aleta. Te z kategorii "wygląd fizyczny" mogłybyśmy wymieniać bez końca, te związane z jego charakterem już nie za bardzo. Na szczęście z pomocą przychodzi nam sam zainteresowany, który w jednym z wywiadów przyznał, że największą jego zaletą jest nic innego jak... pokora. Dobra, dobra, panie Navas, proszę nas tu nie bajerować. Jeśli naprawdę pan jest taki pokorny proszę nie chwalić się swoimi atutami i grać z zamkniętymi oczami.

Marina

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.