Lech awansował!!! Horror z happy endem

Co za niesamowity mecz Lecha! No dobra, tak naprawdę to strasznie nudny, męczący i niesatysfakcjonujący, ale zakończenie w iście hitchcockowskim stylu.    

Gwoli sprawiedliwości: na początku było trochę emocji - Lech atakował, strzelał na bramkę Interu, raz nawet tylko poprzeczka uratowała Azerów. W drugiej połowie Lech miał ogromną przewagę, z której nic nie wynikało. Chłopcy z Poznania klepali piłeczką niczym Barcelona, ale bez wymiernych rezultatów. Jednak wynik 0:0 to ich premiował awansem do następnej rundy. W 84. minucie stało się coś niewytłumaczalnego niemal - Inter strzelił gola.

Dogrywka, jeżeli piłkarze spełniali zadania trenerów, polegała chyba na konkursie, "kto kopnie bardziej niecelnie" lub "w jaki najbardziej denerwujący sposób mogę zepsuć akcję". No i ciężko powiedzieć, kto robił to lepiej. Po serii naszych "zieeeeewów" doszło do serii rzutów karnych.

I dopiero wtedy nie można było narzekać na emocje. W pierwszej serii strzelił Bosacki, i obronił Kotorowski - było 1:0 dla Lecha. Po chwili role się odmieniły, bo nie strzelił Krywiec, a na 1:1 wyrównał Karlsons. Po chwili bramkarz Interu obronił strzał Peszki, kolejny piłkarz Interu się nie pomylił i było 2:1 dla Azerów! W kolejnej, 4. serii do siatki trafił Kiełb, a Kotorowski obronił - zrobiło się 2:2! Potem wszyscy się sprzysięgli, żeby trafiać - nawet kontuzjowany Semir Stilic i Manuel Arboleda, który coś sobie zrobił przy strzale. Ale to i tak było nic w porównaniu z Cervenką, który przy strzale tak sie uszkodził, że trzeba go było znieść na noszach.

W każdym razie doszło do kulminacyjnego momentu - rzuty karne wykonywali bramkarze. Jako pierwszy podszedł Kotorowski i... strzelił! Po chwili obronił strzał golkipera Interu - Lomaii!!! Stadion w Poznaniu wybuchnął wielką radością.

Nie było to wielkie widowisko, mecz Lecha jak zwykle musiał dostarczyć masy nerwów, ale jedynym pocieszeniem jest to, że polska drużyna pozostała w walce o Ligę Mistrzów. Teraz Lecha czeka trudniejszy rywal - Sparta Praga.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.