Z cyklu: Różowe Recepty - Jak wygrać z Hondurasem?

Dziś pyta pewien nasz dobry znajomy.    

Hola Ciachitos!

Z tej strony Wasz wielebny Ojciec Chrzestny, pseudonim operacyjny "Villuś". Zsynchronizujcie zegarki i skupcie się, panienki, sprawa jest poważna - moi ludzie mają nóż na gardle. Kurna. Honduraski plebs przystąpi do ataku już jutro o zachodzie słońca i tym razem już bez jaj musimy nauczyć ich literować "hiszpański byczek". Jasna sprawa. Ale ten, jakby te piłkarzyki miały problem ze zrozumieniem kto tu rządzi, potrzebny nam jest plan awaryjny. Moi ludzie powiedzieli mi, że wasi ludzie mogą coś z tym zrobić. Od razu mówię: likwidacja nie wchodzi w grę. Chcemy ich sprzątnąć po cichu, nie pozostawiając śladów. Różowe liczę na Was.

Wasz Villuś

Kochany Davidzie!

To normalne, że stresujesz się i odczuwasz niepokój na myśl o czekającym Cię spotkaniu z reprezentacją Hondurasu, Rozumiemy, że presja może być ogromna, zwłaszcza, że reprezentujecie nie tylko Hiszpanię, ale i cały rozległy naród Ciach z milionami pięknych obywatelek, a związane z tym oczekiwania mogą Cię więcej iż paraliżować . Weź jednak głęboki oddech, spójrz w lustro, pogładź swą bródkę i powtórz "Jestem David Villa, jestem piękny, dam radę". Razy trzy. Wiara we własne umiejętności i świadomość własnego seksapilu to podstawa. Jeśli jednak zdarzy się koniec świata i to nie wystarczy, przygotowałyśmy dla Ciebie kilka różowych recept, po których twoi rywale nie tylko nauczą się literować "hiszpański byczek", ale i wytatuują sobie to na prawym pośladku:

1.) Zrobić sobie małą retrospekcję. Wyobraźcie sobie, że znowu jest 8 czerwca, świecie nad Wami piękne hiszpańskie słońce, o wuwuzelach ani słychu, a przeciwko Wam występuje reprezentacja Polski. Tylko tym razem się nie krępujcie chłopcy, wbijcie od razu z dziesięć goli.

2.) Uraczyć reprezentantów Hondurasu swoim firmowym spojrzeniem jeszcze w tunelu, przed wyjściem na boisko. Wszak nie od dziś wiadomo, że jedna " bitchface " warta jest więcej niż tysiąc słów.

My poddałybyśmy się bez walki i poważnie rozważyły opcje oddania się w niewolę.

3.) Gra bez koszulek. Co prawda, mówiłyśmy o tym przy okazji rozkręcania mundialu i tylko o pięciu minutach, ale kto jeśli twoi ludzie miałby uczynić z tego swą tajną broń, i kto jeśli nie oni miałby topless prezentować się przez cały mecz. Rywale nie będą mieli wyjścia i, albo zmienią orientację seksualną, albo będą zastanawiać się co kurcze zrobić, żeby być tak boskim. W obu przypadkach będą podziwiać wasze klaty, a koncentrację szlag weźmie. Punkt dla Was.

GETTY IMAGES/Steve Haag

4.) Zorganizować "mały" koncert wuwuzeli i imprezę a la "wygraliśmy Euro 2008" pod ich hotelem w noc poprzedzającą spotkanie. Jak co, chętnie się przyłączymy.

5.) Zaprosić Ciacha i wszystkie ciachowe czytelniczki do RPA i załatwić bilety na mecz, koniecznie z miejscówkami za bramką rywali. Weź się tu człowieku skoncentruj, kiedy kilkaset niezdrowo rozentuzjazmowanych fanek dziko piszczy za twoimi plecami. W ostateczności możemy zorganizować jeszcze jakąś wymianę koszulek, słyszałyśmy, że golkiperowi odwróconemu w stronę trybun ciężko się broni.

6.) Złożyć obietnicę wymiany koszulek. Jeśli uważnie śledzili ostatnie mecze towarzyskie w Europie doskonale wiedzą, że uzyskanie spoconej koszulki Torresa, wcale nie jest takie proste jakby się mogło wydawać - otrzymują je tylko wybrańcy, a to i tak kiedy sobie zasłużą. Chyba jedna koszulka za pomoc w każdej bramce dla hiszpańskich byczków to uczciwa propozycja.

W obliczu tak niezawodnych planów awaryjnych nie ma więc opcji, żeby Wam się nie udało. Pamiętaj, Davidzie, jesteś naszym hiszpańskim byczkiem i wszystko zawsze idzie po twojej myśli. Im Honduras szybciej to pojmie, tym lepiej dla niego. Dajcie czadu!

W imieniu redakcji Ciach, Marina

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.