Vancouver 2010: to już jest koniec...

Niech pierwszy rzuci czerstwym ciastkiem ten, który nie poczuł cienia żalu na zakończenie tegorocznych Zimowych Igrzysk Olimpijskich. Nadwrażliwe Ciacha płakały wręcz rzewnymi łzami.      

Najlepsze zimowe Igrzyska w polskim wydaniu to już pieśń przeszłości. Ale choć było minęło i wszystko co piękne musi się skończyć, to ten ostatni raz pozwólmy sobie na małe wspominki.

Czego nam teraz będzie najbardziej brakować?

1. Przede wszystkim nocnych transmisji, mimo późnej pory, oglądanych z wypiekami na twarzy lub z poduszką pod głową...No dobrze, częściej z poduszką. Ale nigdy bez dobrych chęci prosto z piekielnego bruku!

2. Medalowych ciach dnia. Codzienne odkrywanie zupełnie nowych, świeżutkich skarbów było ciekawym oderwaniem od standardowego podziwiania klaty Ronaldo i pośladków Nadala. Nie to, broń Boże, żeby jedna czynność była przyjemniejsza od drugiej...

3. Zczubowych relacji. Codziennych, nigdy się niekończących, nie wiadomo kiedy zaczynających, które stały się osia naszego świata. Jak teraz będziemy sprawdzać, która jest godzina?

4. Niespodzianek. Od czasów wymiany Beckhama na C-Rona w reklamach Armaniego nic nas tak nie zakoczyło, jak brązowy medal polskich panczenistek.

5. Potwierdzenia, że wierność życiowym wartościom, upór i konsekwencja w działaniu procentują. Kto inny tak jak Małysz będzie w stanie dowieść nam, że ciężka praca ma sens i że nie powinnyśmy porzucać swojej misji dla wiecznych wakacji i pogoni za przystojniakami na hawajskiej plaży?

6. Przezabawnych, bardzo kreatywnych kanadyjskich kibiców.

7. Mazurka Dąbrowskiego z okazji wdrapywania się pewnej niesamowicie godnej szacunku i podziwu pani z Polski na najwyższy stopień podium.

8. Wieści na temat Justyny Kowalczyk stosunku do astmy.

8. BODE MILLERA.

9. Śniegu i curlingu.

(...)

Żartowałyśmy, śniegu i curlingu NIE!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.