Na dobry początek dnia: Rzymianie w deszczu skąpani

Wilgotny Totti, śliski brzuszek Nicolasa Burdisso, przyklejająca się do ciała koszulka De Rossiego...Dla takich chwil warto żyć.  

Oglądając spotkania przebiegające w trakcie nawałnic, zawsze zastanawiamy się nad dwoma rzeczami: po pierwsze, jak można z entuzjazmem i z energią biegać w strugach deszczu, nie rozchorowując się przy tym na grypę wraz z końcowym gwizdkiem? Wzdrygamy się na samą myśl o podobnych obowiązkach zawodowych, jako że opady działają na nas jak na woda święcona na przysłowiowego diabła i tak, jesteśmy z cukru.

A druga myśl: jak to się dzieje, że faceci, a szczególnie ci od sportów, tak seksownie wyglądają taplając się w błocie, brudząc swe mundurki i skarpety, bez opamiętania ślizgając się po zroszonej murawie albo, tak jak w przypadku graczy Palermo, występując nie tylko w różu, ale i w brudnym różu? To jedna z tych zagadek, tuż obok tajemnicy powstania wszechświata, które nigdy nie zostaną rozwiązane.

A Roma, koniec końców, w bardzo ciekawym, mocno zakrapianym spotkaniu, zremisowała wczoraj z Palermo 3:3.

olalla

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.