Na razie jednak ograniczymy się do zdjęć. Bo może zachowamy wenę i energię, by twórczością pod niebiosa naszych sportowców wynoszącą pochwalić się później. Przeczuwamy bowiem, że przed nami, w całkiem niedalekiej perspektywie, jeszcze poważniejsze sukcesy. Jak na przykład potrójna korona dziś wieczorem (nawet jeśli to stwierdzenie to czysta naiwność).
A co najbardziej podobało nam się wczoraj? Wbrew pozorom i najwłaściwszym Ciachom ciągotkom, wcale nie Pan Pośladek. Z dużo większym entuzjazmem przyjęłyśmy, na przykład, fakt, że Litwa w spotkaniu z polskimi koszykarzami prowadziła tylko raz. Że świetnie spisali się nasi wielcy gracze: Lampe, Gortat, Szubarga, Ignerski. Że nagle na hali we Wrocławiu zgasło światło, a przecież wiadomo, co zwiastuje taki incydent. Że po stresującym meczu wygrali też nasi siatkarze. Że tryumfowali po raz 15. z rzędu - cóż za passa! Że nie zabrakło im szczęścia. Że do półfinału mistrzostw ekipie Castellaniego został tylko jeden zwycięski mecz. Powody do radości mogłybyśmy wymieniać jeszcze długo - co najmniej do po południa, kiedy to rozegra się dramat w trzech aktach (akt 1. - 16.30: Siatkówka , akt 2. - 18.15: Koszykówka , akt 3. - 20.45: Piłka nożna ). Miejmy nadzieję, że ten tryptyk zakończy się happy endem.
A tymczasem obejrzyjcie sobie wczorajsze foty. Obiecany Pan Pośladek - na końcu.
olalla