Zanim jednak to nastąpiło, przez 88 minut oglądałyśmy widowisko, którego najbardziej interesującymi momentami były trąbki, twarze, nakrycia głowy, maski i miny afrykańskich kibiców. Jako takiej rozrywki dostarczało też obserwowanie pięknych kości policzkowych Pienaara, zafrasowanej miny Dungi czy rozmaitych części ciała piłkarzy, które z racji na zawrotną szybkość meczu mogłyśmy podziwiać w zwolnionym tempie.
W końcu jednak nadeszła owa 88. minuta, w której Dani Alves uczynił co następuje:
Ładny tatuaż, prawda? Choć trochę za bardzo autotematyczny, jak na nasze gusta. Ale cóż, dziękujemy Daniemu, że zaoszczędził nam cenne 30 minut plus ewentualne karne, choć zrobił to w momencie, kiedy naprawdę zaczynałyśmy lubić chłopców z RPA.
W niedzielę w finale zmierzy się - miejmy nadzieje odmieniona - Brazylia, z - miejmy nadzieję - głodnymi sukcesu Stanami Zjednoczonymi. Jeśli zafundują nam takie widowisko, jak to wczoraj, osobiście wybierzemy się do Afryki z naszymi strzelbami na grubego zwierza.
rybka