Bo każdy, kto obraża niewiastę, prędzej czy później źle na tym wyjdzie. Po pierwsze więc, młody Nikołaj Michajłow udowodnił nam - i nie tylko - że dżentelmenem nie jest. Po drugie, naraził się bułgarskiej mafii, a z nią, jak wiadomo, zadzierać jest gorzej nawet niż na nami.
Ale po kolei. Było to tak - młody i, dodajmy, przystojny rezerwowy bramkarz Liverpoolu (obecnie na wypożyczeniu w holenderski Twente Enschede), w dość niepochlebnych słowach wyraził się publicznie o swojej byłej dziewczynie, Nikolet. - Jeśli moja nowa dziewczyna to Ferrari - miał powiedzieć Nikołaj - to Nikoleta jest starym trabantem.- Nie musimy wyjaśniać, że porównywanie dziewczęcia do samochodu nazbyt eleganckie nie jest, ale o ile skojarzenie kogoś z Ferrari można by jeszcze jakoś ścierpieć, o tyle odniesienie do zdezolowanego trabanta już żadną miarą. Wspomniana Nikolet wcale zresztą ścierpieć tego nie zamierzała, a co gorsza myśl ową zaszczepiła swojemu obecnemu chłopakowi. W sumie nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że nowa sympatia Nikolet nie jest bynajmniej agentem ubezpieczeniowym, ale szefem bułgarskiej mafii. Na jego odpowiedź Michajłow nie musiał zatem zbyt długo czekać. I tak, już nazajutrz jego sportowe Ferrari zostało doszczętnie zniszczone. Czyżby pan mafioso chciał przez to powiedzieć, że lepszy stary trabant niż zepsute Ferrari?
Niestety, tudzież stety, nie mamy możliwości go o to zapytać. Wiemy za to, że teraz biedy Nikołaj, zamiast przejażdżek swym sportowym wozem musi urządzać spacery w asyście policji - dla własnego bezpieczeństwa oczywiście.
Jak widać zatem, nie opłaca się zanadto chwalić nowym Ferrari. Samochody te, bywają bowiem nie tylko imponujące, ale także niebezpieczne.
bint