Fajnie, że Polak nie załamał się po swoich fatalnych sobotnich urodzinach, kiedy to praktycznie z jego winy "Kanonierzy" odpadli z rozgrywek o Puchar Anglii. Tym razem wpuścił aż cztery bramki, jednak o nie nikt do Polaka pretensji nie miał. Tym bardziej, że liczba udaremnionych przez Ł-Faba prób znacznie przewyższała 4.
Fajnie, że Arszawin już zupełnie zadomowił się w nowej drużynie, strzela bramkę za bramką i bije wszelkie rekordy - jak przyznał po spotkaniu, jeszcze nigdy nie wcześniej nie udało mu się zdobyć czterech goli w jednym spotkaniu.
Fajnie, że Arsene Wenger może być dumny z jednego z najbardziej udanych transferów w swojej karierze - i chodzi tu właśnie o ściągnięcie Arszawina.
Fajnie, że Andriej nadal mówi po angielsku pociesznie i z trudem - to przypomina nam, że nadludzie nie istnieją.
Fajnie że kanonierska młodzież tak dobrze sobie radzi.
Ale NIEFAJNIE, że los odwrócił się od Liverpoolu i Torresa. We wczorajszym spotkaniu nie byli gorsi - tak po prostu wyszło. Niemniej, szanse na mistrzostwo Anglii z każdym kolejnym meczem "The Reds" topnieją. Mamy nadzieję, że coś z powrotem się odmieni, w przeciwnym razie już wkrótce będziemy mogły tylko rzewnie zapłakać. Z Torresikiem.
GETTY IMAGES/Laurence Griffiths
olalla