Sportowy alfabet Robinho: od A do Z

I od razu zaprzeczamy, jakoby do stworzenia tego alfabetu zainspirowała nas jego pupa. Uczynił to bowiem jego tors.   

A uto. Jakże dowcipny jest Brazylijczyk w tym aspekcie. Niby twierdzi, że w ogóle marka samochodu nie ma znaczenia, że liczy się tylko to, żeby spełniał swoją funkcję i zawoził go w odpowiednie miejsca. No i owszem, trzeba przyznać że białe, cudne i wspaniałe Lamborghini Gallardo LP560-4 (oraz helikopter) spełniają te założenia bez zarzutu.

B uty. Podobnie jak sam David Villa, Robinho wpadł na oryginalny pomysł ozdobienia swoich butów imionami swoich najbliższych. I tak na prawym elemencie obuwie możemy odczytać napis "Junior", a na lewym "Vivi" na cześć swojego syna i partnerki.

C hałtura. Bo producenci reklam z pewnością wiedzą, jak podnieść smakowitość zwykłego jogurtu i sprawić, aby zupełnie beznadziejny spot znalazł uznanie Ciach.

D zieciństwo. Niektórzy od czasów dziecięcych nic się nie zmienili. A przynajmniej z wyglądu. Na zdjęciu mały Robinho z tatą Gilvanem. Cóż za stylowe czapeczki!

E dukacja. Zanim zaczęła się jego wielka kariera, zdążył ukończyć szkołę podstawową oraz jedną klasę szkoły średniej. Jednak Robinho, jako ambitny chłopak, marzy o wykształceniu wyższym, a szczególnie o ukończeniu studiów na wydziale Wychowania Fizycznego.

F atalne pomyłki. Całe zamieszanie związane z transferem Robinho do Manchesteru City i tym samym odejściem z Realu musiało być dla niego naprawdę przejmujące i stresujące, bo jak inaczej wytłumaczyć jego wypowiedz na konferencji prasowej po przyjeździe do nowego klubu? ''Ostatniego dnia okienka transferowego Chelsea złożyła świetną ofertę, którą przyjąłem''. Wpadka miesiąca to chyba dobre określenie.

G wałt. Kilka miesięcy temu został zatrzymany przez miejscowych funkcjonariuszy pod zarzutem gwałtu na 18-letniej Brytyjce. Jednak po złożeniu zeznań piłkarz opuścił areszt i od tego czasu nic o sprawie nie wiadomo, co może oznaczać tylko niewinność słodkiego Brazylijczyka.

H obby.Taniec w zespole samby, oglądanie oper mydlanych oraz gra w gry wideo to to, czemu Robinho uwielbia poświęcać swój wolny czas.

I mię. Bo chyba zdajecie sobie sprawę, że Robinho to tak naprawdę nie Robinho, ale Robson de Souza?

J edzenie. Jego ulubiona potrawa to faijoada, czyli coś w rodzaju brazylijskiego gulaszu. Robinho, czujemy się zaproszone na degustację tego dania w twoim wykonaniu.

K sywki. Jakby jeszcze pseudonim Robinho nie był wystarczający, koledzy z drużyny, jak i kibice nazywają go również "Menino Robinho" lub "O Principe". Pierwszy z nich, (podobnie jak w przypadku Nando z ta jedynie różnicą, że w języku portugalskim) oznacza "dzieciaka", kolejny "królewicza". Swoja drogą "Królewicz Robinho" - jak to dumnie brzmi!

L egenda futbolu - Pele upodobał sobie swojego rodaka już od najmłodszych lat jego kariery, twierdząc, że "O Principe" przypomina mu samego siebie w młodości. Jako człowiek odpowiedzialny za szkolenie młodzieży przygarnął młodocianego Robinho do internatu Santosu, gdzie chłopak mógł po raz pierwszy otrzymywać trzy posiłki dziennie. Jednak teraz stosunki obu Brazylijczyków znacznie się pogorszyły, a wszystko zaczęło się od spekulacji emerytowanego króla futbolu, jakoby Robinho miał problemy z narkotykami. Ze strony Robinho natomiast usłyszeliśmy stanowcze żądanie przeprosin, a nawet groźby, że jeśli Pele swoich słów nie odwoła ,to spotkają się w sądzie. A było tak pięknie...

M ałżonka. Swoją obecną partnerkę życiową, poznał w swoim rodzinnym mieście jeszcze jako niewinny (czy to w ogóle możliwe?) nastolatek. Para zaczęła się spotykać w 1999 roku, a osiem lat później przyszedł na świat ich syn o niezwykle oryginalnym imieniu - Robson Souza Junior. A jeśli już pytacie, to tak, jesteśmy zazdrosne.

N ieprzemyślane decyzje, A do tych z pewnością należy ta o przejściu z Realu Madryt do Manchesteru City. Robinho na wiadomość, że w razie ewentualnego transferu Cristiano Ronaldo do "Królewskich" w celu załatania dziury budżetowej zostanie sprzedany, wściekł się i śmiertelnie obraził na władze klubu. O pozostaniu w Madrycie słyszeć więc nie chciał i płaczem, prośbami i groźbami starał się wywalczyć na włodarzach przejście do Chelsea. I kiedy już wydawało się, że spełni swoje marzenie, do walki włączył się mierny pod względem sportowym, ale atrakcyjny finansowo Manchester City, który w ostatnich minutach okienka transferowego zagarnął Brazylijczyka do siebie, o czym ten chyba nie do końca sobie zdawał sprawę (patrz literka F). I choć Real pozostał bez żadnego z dwóch R, to chyba nie trzeba wyjaśniać która strona więcej na tym straciła.

O ptymizm jest jedną z cech piłkarza, sam o sobie mówi: "Robinho ponury, bez uśmiechu, to nie byłby Robinho", a Ciachom w to graj, mało który Brazylijski piłkarz może się pochwalić tak ładnym uśmiechem.

P agode to jego ulubiony gatunek muzyki. Oj, oddałybyśmy wiele, aby zobaczyć, jak w tym rytmie prezentuje sambę i porusza biodrami.

R odzina jest dla niego bardzo ważna, co podkreśla na każdym kroku. Najwspanialsze chwile to te spędzone z najbliższymi, wakacje nieważne gdzie, byleby w towarzystwie rodziny. W listopadzie 2004 roku jego matka została porwana i przetrzymywana przez porywaczy przez 40 dni. Kobieta została wreszcie uwolniona po wpłaceniu przez Robinho żądanego okupu w wysokości 80 tysięcy dolarów, jednak piłkarz bardzo przeżył to wydarzenie i w tym okresie czasu nie zagrał żadnego meczu.

S antos FC to ulubiony klub Robinho, w którym spędził początkowe lata swojej kariery i któremu do dzisiaj kibicuje.

T V. W hołdzie za jego występ w finale Mistrzostw Brazylii w 2002 roku, popularny brazylijska telewizja wyemitowała specjalny show o tytule "The Robinho Stepover".

U rodził się w biednej dzielnicy Sao Vincente, Parque Bitaru. I choć biedy piłkarz nigdy nie zaznał, to w jego rodzinnym domy pod względem finansowym nigdy za wesoło nie było.

W zór do naśladowania. Na boisku jest nim Ronaldo (miejmy nadzieję, że to nie fascynacja jego brzuszkiem), a poza nim autorytetem dla Robinho jest jego własny ojciec.

Z abawa. Jak na rodowitego Brazylijczyka przystało, zabawa to jego drugie imię. Co rusz słychać o kolejnej imprezie Canarinhos sowicie zakrapianej alkoholem i panienkami do towarzystwa z Robinho w roli głównej, a legenda o tym, jakoby swojemu ochroniarzowi kazał zakupić na noc czterdzieści prezerwatyw, przeszła już do historii. Czy to wina demoralizującego wpływu kolegi z reprezentacji, Ronaldinho, czy też hulaszczego trybu życia samego Robinho - nie wiadomo. I nie przeszkadzają przykłady w osobach słynnych rodaków (patrz choćby: Adriano), jak zbyt imprezowa natura może zaszkodzić w karierze. Chłopcze, chyba nie chcesz, żeby to dzieło sztuki, pełniące funkcję twojego brzucha, zamieniło się w coś tak okropnego jak bebechy Ronaldo!

Marina

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.