Sara jednak nie zostawiła Boruca.

Czyli jak to naprawdę jest z tą borubarową miłością?   

Spoglądając, chłodnym, ciachowym okiem, na front szkocki, czyli prywatne życie bramkarza Celtiku, w którym, jak i w niedalekiej Irlandii, co i rusz wybuchają bomby, odnosimy wrażenie, że historia Borubara zaczęła żyć własnym życiem, zaś sam Boruc niekoniecznie ma już w tym wielki udział. Pierwszą bombę oczywiście Holy Goalie sam przygotował, ale reszta, podobnie jak w brazylijskim serialu, niewiele ma z rzeczywistością wspólnego. I tak niedawno od angielskich dziennikarzy dowiedzieliśmy się o tym, że Sara porzuciła Boruca (gdzieniegdzie pisano nawet, że ten ją bił). Tymczasem, jak na osobę, która, w traumatycznych okolicznościach, opuściła Anglię, Sara wyglądała całkiem dobrze podczas ostatniego spotkania Celtiku i Dundee. Ba, śmiejąc się i gawędząc z żoną Łukasza Załuski nie sprawiała wrażenia, by tak źle było jej w Glasgow.

W jednym jednak nie pomyliła się brytyjska bulwarówka - Sara faktycznie przyjechała do Polski, tyle, że razem z Borucem i raczej po to by mu pomagać, między innymi odwożąc naszego bramkarza na zgrupowanie kadry we Wronkach. Znowu więc musimy przyznać, że , jak na osobę, która właśnie go porzuciła, wykazała się wyjątkową troskliwością. Oczywiście za opiekę pannie Sarze chcemy serdecznie podziękować (dobra forma Boruca potrzebna jak nigdy) - wprawdzie Artur podobno myśli o zatrudnieniu ochroniarza, ale kierowca też się przyda (jakby Sara nie miała czasu chętnie zastąpimy).

W oczekiwaniu zatem na propozycje ze strony Artura (może być również stanowisko jego osobistego ochroniarza, ochroniarki?) zastanawiamy się kiedy, w toku dziennikarskiego śledztwa, okaże się, że Boruc w istocie jest gejem, a cała ta afera jest tylko zasłoną dymną.

bint

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.