O ściągnięciu do Londynu rosyjskiego wirtuoza męskich czupryn zadecydowała podobno żona Arszawina, Julia, która stwierdziła, że jej mąż nie może być wydany na pastwę byle jakiego golibrody z Wysp - podobno wierzy w jakiś starorosyjski przesąd mówiący: "Brytyjskich fryzjerów nie odwiedzać...". Takie podejście bawi szczególnie z tej przyczyny, że obcięcie tego akurat piłkarza nie wydaje się szczególnie wyrafinowane.
Niezastąpiony stylista, Denis Wołkow, tak opowiadał w wywiadach: - Uzgodniiliśmy, że w razie potrzeby będę przylatywał do Londynu. On [Arszawin - przyp. red.] będzie bardzo zajęty przez następne kilka miesiecy, nie bedzie wiec miał czasu korzystać z moich usług w St. Petersburgu.n Oczywiście, będzie musiał opłacić moje podróże, ale to chyba nie problem - w końcu może sobie na to pozwolić.
Fryzjer chętnie przywołuje również historię swojej relacji z Arszawinami: - Julia postanowiła do mnie przyjść w sprawie męża w momencie, gdy dowiedziałą się, że czeszę wielu prominentnych rosyjskich łyżwiarzy,a także byłą Miss Universe. Teraz Julia mówi mi, że z pełnym zaufaniem może powierzyć mi włosy Andrieja. Ja z kolei lubię z nim pracować - wszystko co robię, podoba mu się. Zanim wyjechali z Rosji - obciąłem je jednak trochę krócej, żeby Arszawin nie potrzebował mnie przez dłuższy czas. Zmieniłem jego styl z szykownego "Vidal Sasoon Style" na "styl Człowieka Ulicy" i nie miałem żadnych skarg - ani od Andrieja, ani od Julii.
Ach, ten najmniejszy, najpocieszniejszy i najniewinniej na świecie wygladający "człowiek ulicy"...
A tak nawiasem mówiąc, sprowadzanie ze sobą fryzjera z odległych krain uważamy za jeden ze szczytów skąpstwa. Toż chyba nawet Beckhamowie nie odstawiali takich szopek. I na pewno nie Cristian Ronaldo - tebn podobno, równie zabobonnie, od lat stzryże się u tego samego fryzjera w ojczystej Portugalii...
olalla