Finał Australian Open: a jednak Rafa!

Po długim i wyrównanym meczu, jak akurat na finałową parę Nadal - Federer przystało, po pięciu setach w palącym, acz powoli zachodzącym australijskim słońcu, w pojedynku gigantów w Melbourne zwyciężył jednak Hiszpan. Nie było jednak łatwo, a Szwajcar zachwycił swoistą sobie elegancją. Obu panom gratulujemy.  

I tak wolałybyśmy, żeby wygrał Marat Safin (albo chociaż Novak).

Niemniej jednak, Nadalowi należą się olbzymie wyrazy uznania za to, że mimo wycieńczajacego meczu dwa dni wcześniej z Verdasco i o jeden dzień krótszej pauzy, porafił zatryumfować nad swym potężnym rywalem. Szale zwyciestwa przechylały się jednak niezmiernie szczególnie jak na nasze nerwy, często, niemal co gem prowadzenie zmieniało się i dopiero druga połowa ostatniego seta przesądziła o zwyciestwie. Mimo poważnego ryzyka zawału, warto było.

Choćby dla potoków łez Federera i zakłopotania Rafy, którzy w pomeczowej ceremonii dowiedli, że nie są maszynami do wygrywania,a zwykłymi ludźmi. Przeżywałysmy to wszystko razem z nimi.

Ale dystansując się od całych emocji - mamy nadzieję, że w przyszłym roku wygra ktoś bardziej nieprzywidywalny niż elegancik ze Szwajcarii, czy też mięśniak z Hiszpanii.

olalla

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.