Trzeba powiedzieć, że film reklamowy wykonany jest metodą mocno chałupniczą, rekwizyty (na przykład peruki natrętnie wpychane przez pana fryzjera w kadr) tandetne, scenariusz opiera się na wykonywanych z przesadą gestach i głupkowatych uśmiechach, muzyka irytuje, a to wszystko chyba po to, by rozsławić obiekt wyglądający na przydrożny zakład "U Franka", gdzie szczytem mody jest trwała ondulacja i golenie brzytwą. Niemniej, Torresowi trzeba poczytać za zasługę, że nie użycza swojej twarzy jedynie międzynarodowym megakorporacjom za ciężkie miliony euro.
Tym bardziej, że ten chłopak - tak jak zawsze, o każdej porze i w każdym otoczeniu - jest po prostu rozkoszny. Z nim pójdziemy i do, nazwanego tak roboczo, "Franka".
olalla