Pominiemy tu fakt, że po 45 minutach gry Eduardo musiał zejść z murawy z podejrzeniem naciągnięcia ścięgna - liczy się fakt, że pokrzywdzony przez los (a przede wszystkim przez brutala z Birmingham, Martina Taylora) piłkarz w ogóle do sportu wrócił. Lutowa masakra wyglądała bowiem naprawdę groźnie i, szczerze powiedziawszy, miałyśmy poważne obawy, czy da Silva jeszcze kiedykolwiek oczaruje nas błyskiem swoich kasztanowych oczu, bijącym z samego środka boiska.
Biedny, biedny chłopiec (o tak, lubimy się litować nad naszymi skrzywdzonymi ciachami), ale zarazem - jaki ładny. Witamy z powrotem - przyjemność dla Ciebie i dla nas.
Oby tylko ścięgno nie okazało się poważnie naciągnięte, bo zakrawałoby to na ironię losu.
olalla