W niedzielnym finale spotkali się tenisiści, których los skojarzył już wcześniej w rozgrywkach grupowych. Również wtedy, Nikołaj Dawidienko, bo o nim mowa, musiał uznać wyższość Serba. Sam zresztą udział rosyjskiego tenisisty w meczu finałowym był małą niespodzianką, bo do awansu do ostatniego spotkania sezonu typowano raczej jego półfinałowego przeciwnika, Andy'ego Murray'a. Szkot we wcześniejszej fazie turnieju wyeliminował w końcu samego Rogera Federera, którego postawa w całym turnieju była, nawiasem mówiąc, mocno rozczarowująca. Czyżby jego myśli krążyły obecnie niekoniecznie wokół kortu ?
Wracając zaś do samego meczu finałowego, to mimo że wynik 6:1 ; 7:5, sugerowałby coś innego, Nole łatwej przeprawy z rosyjskim tenisistą nie miał. Nikola dwoił się i troił na korcie, ostatecznie jednak nie znalazł skutecznego sposobu na wyśmienicie dysponowanego Serba.
Niewiele brakowało, a z kolei w finale debla zagraliby Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski. Tenisiści ulegli ostatecznie w spotkaniu półfinałowym duetowi ze Stanów Zjednoczonych 6:4; 6:4, ale walczyli bardzo dzielnie i z pewnością wstydu nam nie przynieśli. Bracia Bryanowie i tak za karę przegrali w finale z serbsko-kanadyjską parą Nenadem Zimonjiciem i Danielem Nestorem 6:7 (3-7), 2:6.
Jak widać zatem, serbski tenis potęgą stoi. A jak będzie w przyszłym sezonie? Przekonamy się już w styczniu.
ruby blue