Derby Rzymu - BEZPOŚREDNIO ZE STOLICY WŁOCH subiektywna korespondencja ciachowa

Tylko dla Was - relacja prosto ze stolicy Włoch. Przeczytajcie, jak wyglądał rzymski spektakl - minuta po minucie.  

Cristiano Cristianem, Torres Torresem, Beckham Beckhamem, ale dla wielu wylęgarnią największych ciach był zawsze klub ze stolicy Włoch - AS Roma. Jakoś większość grających tam piłkarzy mniej lub bardziej upodabnia się do rzymskiego wojownika, albo chociaż gladiatora. Posągowe sylwetki, harmonijne rysy. No i Francesco Totti. Tak, jego biblioteka składa się z dwóch kolorowanek, zapytany o po angielsku o płeć odpowiada "twice a week", a jego inteligencja jest wręcz legendarna, ale my go kochamy i już. France zawsze będzie "capo di tutti capi", czyli ciachem wszystkich ciach.

Mecze Romy z Lazio zawsze obfitują w emocje, bramki i walkę na śmierć i życie. Dla każdej z tych drużyn i ich kibiców derby to najważniejszy mecz w sezonie, a rzymski stadion wypełnia się wtedy do ostatniego miejsca. I nie ważne czy drużyny okupują aktualnie szczyty, czy dolne rejony tabeli w derbach zawsze możemy liczyć na wielkie sportowe widowisko. Jedna z nas dla potrzeb tego właśnie widowiska wybrała się w weekend do Włoch i specjalnie dla Was opisała swoje wrażenia.

Rybka pisze z Rzymu:

Piątek :

Szukam szalika. Chcę taki z napisem "Totti jest najpiękniejszy na świecie", ale o dziwo nigdzie takiego nie mają.

Z historii derbów:

Marzec 2008: Lazio 3 :2 Roma. Lazio strzeliło gola w 93 minucie.

Listopad 2007: Roma 3: 2 Lazio.

Ogółem:  58 zwycięstw Romy, 45 zwycięstw Lazio, 59 remisów.

Sobota:

Rano: idę na kawę. Kelner - bardzo przystojny - pyta, czy wiem, że jutro jest "una partita importanta". Kiedy mówię, że będę kibicować Romie krzywi się i rzuca pod nosem "Roma gonna lose that match". No jeszcze zobaczymy, panie kelnerze. Totti i tak jest od pana ładniejszy.

Napięcie rośnie. Kupuję Corriere dello Sport, choć nic nie rozumiem po włosku, ale przynajmniej można się wzruszyć. I dają zdjęcia.

Pora na przegląd ciach w drużynie przeciwnika. Okazuje się, że w Lazio ich wcale nie brakuje: najbardziej podoba mi się Stefano Mauri - boczny pomocnik Lazio reprezentuje wszystko co najlepsze w tzw. "typie włoskim".

Niczego sobie jest też Cristian Ledesma - gorący Argentyńczyk, o niebywałych umiejętnościach technicznych, wychowanek Boca Juniors. W Rzymie kochają go głównie za to:

Szkoda, że nie gra tu już najpiękniejszy Włoch wszech czasów (po Tottim), chociaż może to i lepiej, bo wtedy nie byłabym taka pewna komu kibicować. 

Niedziela

Tak, to dziś jest ten dzień.  Glory, glory Alleluja! Odliczam godziny do wieczora.

Godz 14.00: Czy wypada już iść na Stadion?

Godz. 14.03: A teraz?

Godz. 17.30- 18.00: Dojeżdżam do Stadio Olimpico. Z daleka widać piękne, różowe budynki. Zewsząd napływają przedstawiciele miast i wsi.

Grupki fanów Lazio i Romy zupełnie sobie nie przeszkadzają. Zmierzają na stadion obok siebie, nie ma burd, nie ma bijatyk. Wszyscy wchodzą jednym wejściem.

Godz. 18.15: Wejście na Stadio Olimpico  zaczyna się bardzo ciachowo. Galeria ogromnych, nagich posągów w stylu antycznym. Niezły początek.

Godz. 18.30: Hurrra!!!! jestem już na stadionie. Wrażenie jest.... nie aż tak imponujące jak sobie wyobrażałam ale i tak ogromne.

18.40: Ani śladu Tottiego, De Rossiego czy Mexesa, ale czasem pokazują fajne reklamy z piłkarzami. Stadion Lazio, Curva Nord, coraz głośniejsza. Biało - błękitne barwy coraz bardziej mi się podobają. Podobno żona Tottiego, jego matka i ojciec to kibice Lazio. To poważny cios dla genetyków.

Godz. 18.45: Mój sektor od sektora kibiców Lazio oddziela biało - czerwona tasiemka. Nie żaden kordon policji, nie sektory buforowe. Przede mną Romeo i Julia tego meczu - ona w barwach Romy, on w szaliku Lazio. Wzruszające. 

Godz. 19.12: Tak!!! Wychodzą na rozgrzewkę. Biegnę na sam dół, jest Totti i, o mamo, de Rossi też, umieram.

Godz. 19.15: Albo przeniosłam się do raju, albo jeszcze nie umarłam...Robię zdjęcia ale ręce z wrażenia trzęsą mi się tak,że ledwo mogę utrzymać aparat. Od Tottiego dzieli mnie: płotek, fosa, ochroniarze, bieżnia, płotek. Zastanawiam się, czy istnieje Europejski Zakaz Stadionowy, odpowiednik Europejskiego Nakazu Aresztowania. 

19.34: O, pupa Mexesa. Wcale tam nie celowałam obiektywem, jakoś tak mi weszła w kadr.

19.40: Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta...niech ten mecz już się zacznie.

20.00: Znowu nudy, piłkarze zeszli do szatni. Kibice Lazio i Romy mieszają się ze sobą bezkonfliktowo. Tylko Curvy się wyzywają. (to znaczy łuki, na których zasiadają najbardziej zagorzali fani obu drużyn).

20.20: Wyczytywanie składów. Skład Lazio - Roma gwiżdże, skład Romy - kibice Lazio stoją plecami do murawy. Nagle rozlega się przeciągłe "Francescoooooo." i "Totti" grzmi z tysiąca gardeł.

20.30: Piłkarze wychodzą na murawę. W końcu. Miękną mi kolana. Tysiące szalików, flagi, tysiące gardeł. Naprawdę tu jestem, ściśnięta pomiędzy dwoma Włochami, którzy mówią do mnie coś czego zupełnie nie rozumiem. Stadion nabity do ostatniusieńkiego miejsca. 

Pierwsza połowa

20.34: Grają!

Cristian Panucci - przez złośliwych zwany "ulizanym przez wilczycę". Największy w Europie konkurent Cristiano Ronaldo w kategorii "ilość żelu na centymetr kwadratowy głowy". Ale symulowania fauli musi się jeszcze poduczyć od Portugalczyka.

Pan za mną krzyczy coś co brzmi zupełnie jak "wal, wal Mirko!". Uniwersalny język piłki nożnej? Z okrzyków wokół mnie uczę się podstawowych włoskich słów. Ale chyba są niecenzuralne.

W konkurencji "bramkarze obu ekip", Lazio wygrywa zdecydowanie. Juan Pablo Carrizo prezentuje się bardzo, bardzo przyzwoicie. Bramkarz Romy - Doni a la Petr Cech, w kasku.

Koniec pierwszej połowy. Straszny piach. Widowisko pod względem sportowym trochę rozczarowuje, ale pod względem ciachowym - jestem w siódmym niebie.

W przerwie tuż pod moim bokiem mała awanturka. Włoski temperament daje o sobie znać. W końcu wkraczają Carabinieri. Podobno udział w serialu "Carabinieri" to we Włoszech najlepszy patent, żeby zostać WAG.

Druga połowa

Roma bierze się do pracy. No właśnie, panowie, nie po to tu jechałam, żeby było 0:0.

Goooooooooooooooooool!!! Jeeeeeeeeeeeest!!!! Zakotłowało się pod bramką i kto? Julio Baptistaaaaa, informuje mnie ryk rozentuzjazmowanego tłumu.

Uuuu, brzydki faul ze strony Lazio. Sędzia też tak uważa. Ledesma schodzi do szatni. Czerwona kartka. Nie, no panie sędzio... żeby pozbawiać nas takiego ciacha?

Gra się jakby trochę ożywiła. Zewsząd okrzyki "mamma mia" i "caro Dio"! Było parę fantastycznie spartolonych akcji z obu stron. 

Jest coś gorszego niż niż stracona bramka - to stracony Totti. France schodzi z boiska, widowisko traci 50% swojej atrakcyjności.

Lazio zasługuje na wyrównanie. Zwłaszcza, ze nie ma już Tottiego na boisku. Parę razy było gorąco, ale kask to chyba dobry patent, Doni broni jak natchniony.

4 minuty do końca, ale Lazio nie daje za wygraną. Schodzi Vucinić. Odtąd przewagę w ciachach ma drużyna w biało - niebieskich strojach.

Finito! Finito! Szaleństwo na trybunach. Z głośnika płynie pieśń "Grazie Roma" Ludzie płaczą, padają sobie w ramiona, drą się jak opętani. Piłkarze Romy podchodzą pod skupionych na Curvie Sud najwierniejszych kibiców. Może Totti też by się pofatygował?

O rany, Mexes zdjął koszulkę, Mam to na zdjęciu, mam to na zdjęciu! Załapał się też De Rossi z chorą łapką. I korpus Panucciego w płaszczu narzuconym na strój piłkarski. Gustownie.

Umieram ze szczęścia. Remis byłby może sprawiedliwszy sportowo. Ale od kiedy w sporcie mamy sprawiedliwość? Jedno jest pewne: ciacha są tam od zawsze.

rybka

Copyright © Agora SA