Niespodzianki, niespodzianki, czyli wtorek z Ligą Mistrzów

Wczorajszy odcinek Ligi Mistrzów sponsorowały słowa "niespodzianka" i "remis" oraz cyferka 3. Dlaczego?  

Niespodzianka numer 1 - Rzymianie podbijają Albion, czyli AS Roma sensacyjnie, choć zasłużenie, pokonuje londyńską Chelsea 3 : 1. Tym samym, skazana na pożarcie Roma wraca do gry o awans z grupy A. Ciacha się cieszą, bo Liga Mistrzów bez Tottiego, de Rossiego czy Mexesa byłaby trochę mniej widowiskowa.

Niespodzianka nr 2 - Sensacyjny remis Interu z sensacyjnie dobrze grającym klubem Anarthosisem Famagusta. Zaczęło się po bożemu, bo od 1:0 dla Interu, ale po kwadransie było już 1:1, Inter nie ustępował - Materazzi podwyższył na 2:1, Cypryjczycy jednak też nie dawali sobie w kaszę dmuchać i przed przerwą było 2:2. Krótko po przerwie podnieśli wynik na 3:2 i pachniało wielką (no właśnie!) "niespodzianką", ale w 80. minucie Julio Cruz zawołał: "Zaraz, zaraz, przecież dzisiejszy odcinek sponsoruje cyferka trzy!" i strzelił trzeciego gola dla Interu. Ciacha cieszą się ze względu na: a) emocje b) Łukasza Sosina (szkoda, że siedzi na ławce) c) emocje. A trochę smucą ze względu na boskiego Jose, który będzie miał zły humor i ból głowy, chociaż w jego przypadku powiedzenie "złość piękności szkodzi" wydaje się nie mieć potwierdzenia.

Niespodzianka numer 3 - Barcelona - FC Basel 1:1. Mamy tylko nadzieję, że żadna z Was nie zostawiła domu, samochodu i pierścionka zaręczynowego u bukmachera, obstawiając pewne zwycięstwo Barcy przynajmniej czterema bramkami. Przyznajemy, że nam przed meczem chodziły po głowie takie myśli, bowiem wygrana Katalończyków wydawała się tak prawdopodobna jak nieprawdopodobne jest trafienie szóstki w totolotka w dzisiejszej kumulacji. Jednak piłkę nożną kochamy nie tylko za zdejmujących koszulki piłkarzy, ale także za jej nieprzewidywalność. A co do piłkarzy - odkryłyśmy nowe ciacho, a jest nim argentyński bramkarz szwajcarskiej drużyny - Franco Costanzo. Nie dość, że znakomicie się spisywał między słupkami, to jeszcze jest przepiękny. Jeżeli mamy o coś pretensje do Barcelony, to chyba o to, że mogła jeszcze częściej atakować, żeby kamera jeszcze częściej pokazywała nam pięknego Franco. Albo mógłby mieć swoje małe okienko u dołu ekranu przez 90 minut - co Wy na to?

Niespodzianka numer 4 - choć bardziej pasowałoby tu słowo "thriller" i to thriller pod mało ambitnym tytułem "Powrót Howarda Webba". Wolimy nie myśleć co czuły biedne fanki Atletico, które do 94. minuty mogły cieszyć się ze zwycięstwa madryckiego klubu na Anfield Road (zwycięstwa jakiego? Tak, drogie czytelniczki, sensacyjnego!), gdy tu nagle, niespodziewanie i bezlitośnie, z odsieczą liverpoolczykom przybywa rzut karny, a snajper Steven Gerrard egzekwuje go bezlitośnie i precyzyjnie. Dobra wiadomość jest taka, że zarówno Torresa, jak i Aguerro prawie na pewno będziemy mogły jeszcze podziwiać w tej edycji Ligi Mistrzów, obie drużyny są bowiem niemal pewne awansu.

A co czeka nas dzisiaj (właśnie za to kochamy środowe poranki: wczoraj mecze, dzisiaj mecze...)? My już ostrzymy sobie pazurki na pojedynek Fabio Cannavaro z Alexem del Piero (chociaż zastanawiamy się czy ludzki organizm jest w stanie znieść taką dawkę piękna na raz), czyli Real Madryt - Juventus Turyn. Chociaż może jednak ładniejszy będzie pojedynek Artura Boruca z Cristiano Ronaldo? A może Alberto Gilardino kontra Luca Toni? Albo Marek Saganowski przeciwko Żółtej Łodzi Podwodnej?

Ufff, ciachowy zawrót głowy, może to i lepiej, że Liga Mistrzów jest tylko raz na dwa tygodnie...

rybka

Więcej o:
Copyright © Agora SA