Formułowe podsumowania ciachowe: ostatni zakręt Hamiltona

Nie tak wyobrażały sobie Ciacha ostatni wyścig sezonu w Formule Jeden. Na dobrą sprawę, oczekiwania te podzielali chyba wszyscy fani tego sportu na całym świecie poza Anglią. Hiszpanie wbijali wirtualne gwoździe w opony samochodu Lewisa Hamiltona, a rodacy Felipe Massy prosili o adekwatną interwencję na torze naszego Roberta Kubicę. Wszystkie te wysiłki poszły na marne, bowiem tytuł mistrzowski w dramatycznych okolicznościach wywalczył brytyjski kierowca, a my po wyścigu zamiast samby brazylijskich kibiców zobaczyłyśmy irytujące podskoki Nicole Scherzinger w garażu McLarena.  

Mimo nieskrywanej większej sympatii do kierowcy Ferrari, rozsądek nakazywał Ciachom zachowanie umiarkowanego optymizmu i pamiętanie o siedmiu punktach przewagi Brytyjczyka, który na domiar złego wziął sobie wreszcie do serca nawoływania do spokojniejszej jazdy i wyjątkowo nie wdał się w żadne potyczki na starcie. Mimo, że to Brazylijczyk od początku do końca przewodził stawce kierowców, Lewis przez większą część wyścigu jechał na pozycji gwarantującej utrzymanie pierwszego miejsca w końcowej klasyfikacji.

Kiedy już wydawało się, że sytuacja ta nie zmieni się do końca i kiedy zrelaksowana Nicole zajęła się wesołymi pogaduszkami z bratem Hamiltona, a Ciacha przywdziewały żałobne szaty, do akcji wkroczył bardziej nieprzewidywalny od Kazukiego Nakajimy i Davida Coultharda razem wziętych, deszcz. Po zmianie opon spowodowanej moknącą nawierzchnią toru na dobre rozgorzała walka między Brytyjczykiem a jadącym tuż za nim na szóstej pozycji Sebastianem Vettelem, walka o kluczowy dla losów mistrzostwa punkt. Dość niespodziewanie w potyczkę tę wmieszał się Robert Kubica, wyprzedzając obydwu kierowców, którzy mieli nad nim przewagę okrążenia. W efekcie tego małego zamieszania, Vettelowi udało się wyprzedzić Brytyjczyka, a na torze w Interlagos i w garażu Ferrari zapanowała szalona radość. Nie na długo jednak.

Kiedy brazylijscy kibice rozważali postawienie pomnika młodemu Niemcowi, inny zawodnik z tego kraju przesądził ostatecznie o losach wyścigu i całego sezonu. Okazało się bowiem, że jadący na czwartej pozycji Timo Glock  nie zmienił opon kiedy zaczął padać deszcz, co uniemożliwiło mu szybką - a właściwie jakąkolwiek - jazdę i w rezultacie Hamilton zdołał go  wyprzedzić na ostatnim zakręcie! Tym samym Brytyjczyk ukończył wyścig na piątej, gwarantującej mu końcowy tryumf pozycji, a Timo może spodziewać się od nas pokaźnego rachunku za środki uspokajające.

Jakby tego było mało, swoją pozycje na podium na rzecz Kimiego Raikkonena stracił Robert Kubica, który po problemach z oponami i błędnymi prognozami swojego zespołu, ukończył wyścig dopiero na 11. miejscu. Patrzenie na Polaka dublowanego przez czołówkę i nie mogącego wyprzedzić najsłabszego bolidu w stawce było niemal tak samo frustrujące, jak to, że Nicole Scherzinger mimo podskoków i odblaskowej sukienki wyglądała ciągle dobrze. Do trzeciego miejsca zabrakło Robertowi małego punkciku, tego samego, którego pożałował mu team w Chinach. Robert okazał się być prorokiem , a szef BMW Mario Theissen może się teraz udławić swoimi słowami

Cóż, drogie czytelniczki, sezon 2008 mamy już za sobą, ale aby nie popadać w zbyt wielki smutek spowodowany jego rozstrzygnięciami, weźmy sobie do serca słowa Roberta Kubicy wypowiedziane po zakończeniu zmagań na brazylijskim torze: "Cóż, takie wyścigi."

ruby blue

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.