Rozgrywki w Lidze Mistzrów: smutny los Celtiku, wesołe dzieje Arsenalu i ManU

Kolejny gorączka wtorkowego wieczoru wypełnionego meczami LM przetrawiła nas wczoraj dokumentnie. Dwóch Polaków, osiem meczów, mnóstwo goli. Było fajnie, a co najbardziej nas zastanowiło?  

1. Artur Boruc znów u szczytu formy. Mimo umieszczenia go na liście najbardziej irytujących postaci w futbolu, bo wiemy, że właśnie tak może być postrzegany, tak naprawdę całym sercem jesteśmy zawsze z naszym sztandarowym golkiperem. I dlatego na płacz nam się wczoraj zbierało, gdy mecz Celtiku z zespołem Villareal zakończył się porażką tych pierwszych (0:1). A nasze cierpienia stały się jeszcze bardziej dojmujące, gdy zobaczyłyśmy zdjęcia zrobione wczoraj Georgiosowi Samarasowi, greckiemu graczowi szkockiego klubu. Delikatnie mówiąc, niekorzystne.

2. Białoruski Bate Borysów w rozgrywkach idzie jak burza. Wczoraj byli tylko o maleńki kroczek od pokonania włoskich gigantów, Juvetusu Turyn. Ostatecznie stanęło na 2:2, dzięki heroicznym wysiłkom duetu Giovinco-Iaquinta. Ale taki rezultat to i tak niewątpliwe osiągnięcie w dwunastoletniej zaledwie historii klubu, który ma budżet mniejszy nawet niż Odra Wodzisław. My już dziś rozpoczynamy wielkie poszukiwania największego ciacha w szeregach BATE, bo pewnie jeszcze będzie o nich głośno. Tymczasem, póki trwają prace poszukiwawcze, największym przystojniakiem meczu ogłaszamy Alessandro del Piero. NIektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają.

3. Bayern Monachium tylko i aż zremisował z Lyonem 1:1. Tylko, bo jeszcze doskonale przypominamy sobie olbrzymie oczekiwania względem monachijczyków, które odczuwano powszechnie przed rozpoczęciem sezonu. Aż, bo remis to i tak lepszy wynik niż ostatnie dwie porażki Bayernu w Bundeslidze. Czy domniemany (uśpiony chyba) trenerski talent Klinsmanna jednak wreszcie da o sobie znać?

4. Wypowiedzi Marka Saganowskiego o rozpierającej go chęci strzelenia gola "Czerwonym Diabłom chyba były troszeczkę na wyrost. Nie tylko Polakowi, ale żadnemu z zawodników duńskiej drużyny nie udało się bowiem zaliczyć ani jednej bramki. Wręcz przeciwnie w przypadku graczy ManU - do siatki rywali trafiali aż trzykrotnie, a swoje gole numer 1 i 2 w barwach Manchesteru zaliczył wreszcie Dymitar Berbatov (którego, przyznajemy, zaczęłyśmy już powoli spisywać na straty). I trzeba powiedzieć, że Bułgar zrobił swoje w pięknym stylu.

5. Dwaj chłopcy z Arsenalu: Robin van Persie i Emmanuel Adebayor, urządzili sobie minifestiwal strzelecki w meczu z zespołem FC Porto. Wspomnieni zawodnicy zdobyli wczoraj po dwa gole. Ze względu na warunki fizyczne van Persiego, według nas szczególnie bramki Holendra charakteryzowały się wybitną urodą. A jak on ładnie się cieszył. A jak rączo biegał. A jak cudownie uśmiechał się...

Wyniki pozostałych trzech meczów znajdziecie między innymi tutaj .

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.