Ciacho dnia: pokonany Amir czy zwycięski Breidis?

Ciacha nie mają szczęścia do bokserów. Ostatnim razem, kiedy obstawiałyśmy walkę między Miguelem Angelem Cotto a Antonio Margarito, oczywiście wytypowałyśmy źle. Nasze ciacho przegrało. Dzisiaj nie powinniście się zatem zdziwić, że również nie miałyśmy racji. Uznałyśmy, że wygrać powinien Amir Khan, bo podoba nam się bardziej niż Breidis Prescott. Oczywiście stało się odwrotnie.    

Brytyjski wicemistrz olimpijski z Aten (oczywiście w boksie, kategoria lekka), facet, który do sobotniego wieczora nie przegrał ani razu profesjonalnej walki, został znokautowany już w 54 sekundzie pojedynku. Wylądował na deskach i niemal od razu uznał, że lepiej już nie wstawać. Szkoda, bo zapowiadało się, że to może być naprawdę długa, emocjonująca i wyrównana walka. Niestety, zakończyła się mniej więcej tak szybko jak walki Andrzeja Gołoty. Dlatego coś nam się wydaje, że widok leżącego Amira nie sprawi, że uznacie go za ciacho. Może te fotki pozwolą Wam zmienić nieco zdanie.

No i może jeszcze to: Khan ma bardzo dobre serce. Po trzęsieniu ziemi w Pakistanie (bo tam sięgają korzenie biednego pięściarza) w 2005 bez wahania pojechał w miejsce katastrofy i zadeklarował pomoc ofiarom. Rok później wziął udział w kampanii, której celem była pomoc dzieciom z biednych rodzin.

A na koniec same musicie odpowiedzieć sobie na pytanie czy zgadzacie się z nami czy nie. Bo nawet my przyznamy, że dumnie wypięta pierś kolumbijskiego zwycięzcy, robi na nas wrażenie. Każde żebro widoczne gołym okiem, ani grama tłuszczu, same mięśnie. Same cały czas się zastanawiamy, czy nie wolałybyśmy oglądać faceta, który może pochwalić się większą masą. Bo przecież zarówno Amir, a już na pewno Breidis to okropne chudzielce.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.