Piękni Szwedzi do domu razem z mistrzami Europy, czyli Euro dzień dwunasty: najlepsze fotki i podsumowania

Zakończyła się faza grupowa. Znamy już pełen zestaw drużyn, które będą się miały okazję zaprezentować przed widzami w ćwierćfinałach. Choćby tylko raz, ale ze strony najlepszych, czyli Holandii, Hiszpanii, Portugalii i Chorwacji - przykro nam, Włosi! - liczymy na więcej. Po wczoraj wiemy już, że w 1/4 finału zabraknie Szwedów i Greków. W obydwu przypadkach - w pełni zasłużenie. Blondwłosi, przystojni i wysocy Skandynawowie (aż się serce kraje, gdy wymienić ich zalety) przegrali0: ze świetnie wczoraj grającymi Rosjanami. Obrońcy tytułu na Euro ulegli natomiast rezerwowym Hiszpanii 1:2. Do widzenia.  

Do meczu hiszpańsko-greckiego podchodziłyśmy raczej z rezerwą ze względu na jego rangę i znaczenie. Jak się okazało, podobna postawę przyjęli Hiszpanie, którzy nie dość, że prawie w całości (nie licząc Iniesty) wystawili rezerwowy skład, to jeszcze nie chciało im się zbytnio grać i nawet pozwolili Grekom na jakiś czas objąć prowadzenie. Na szczęście jednak nasi południowi faworyci opamiętali si w 63. minucie, strzelając pierwszego gola, a do pełnej trzeźwości umysłu i zachowań powrócili w minucie 91, strzelając zwycięskiego gola. Nie zmienia to faktu, że opuszczający turniej Grecy zdecydowanie bardziej się do spotkania przyłożyli. Az nam nawet było ich żal w pewnym momencie - i to mimo wielokrotnie powtarzanych zarzutów w sprawie zamordowania futbolu. Niestety, taka pozycja im się po prostu należała, tym bardziej, że na boisko znów nie wybiegł najpiękniejszy z helleńskich graczy, Georgios Samaras.

Jeszcze jedno a propos tego spotkania - jesteśmy zawiedzione postawą Cesca Fabregasa. Choć jest przecież jednym z najlepszych środkowych ligi angielskej, to zachowuje się tak, jakby wolał sie nie wychylać. W ogóle na całym turnieju Francesc praktycznie nie istnieje i pomoże tu nawet argument w postaci jednej (niesłusznie mu uznanej) bramki. Cesc, pora wstawać!

Ze znacznie wyższym poziomem adrenaliny wiązał się mecz pomiędzy Rosją a Szwecją. Jego wynik miał zadecydować o awansie jednej z drużyn i odpadnięciu drugiej. Tak też się stało - niestety, wbrew ciachowym oczekiwaniom dalej w turnieju występować będą panowie ze wschodu, a nie z północy. Trzeba jednak przyznać, że Rosjanie wczoraj pokazali naprawdę dobra piłkę. Rozegranie, podania, strzelone bramki - nic u nich klasą nie ustępowało najlepszym do tej pory na Euro Holendrom czy Hiszpanom. Szwedzi wydawali się przy nich bezradni jak dzieci, a obrona chwilami przypominała nam najgorsze momenty polskiej reprezentacji. Arszawin, Pawliuczenko i reszta robili, co chcieli i rozstawiali po kątach graczy Trzech Koron. Nic nie poradził nawet niezawodny przecież zwykle Zlatan Ibrahimović ani Freddie Ljungberg, któremu zwycięstwo należałoby się w sumie za samą twarz. Ze smutkiem, ale i poczuciem pewnej sprawiedliwości oraz wyższości dobrego futbolu żegnamy się z żółto-niebieskimi.

To jednak nie do końca w porządku, że Szwedzi jadą do domu niczym Polacy. Są w końcu - sportowo - o wiele lepsi. Tak to jednak jest, że ekipa z tego kraju jakoś nic nigdy na wielkich imprezach osiągnąć nie może. Pozostaje nam podziękować za miłe wrażenia.

Choć mogło być jeszcze milej. Niestety, nikt nie chciał wczoraj naśladować Antonio Cassano .

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.