Wayne i Coleen już po ślubie

No i stało się. Wydarzenie, którym żyłyśmy przez ostatnie kilka miesięcy, jest już za nami. Wayne Rooney i Coleen McLoughlin w czwartkowe przedpołudnie w trakcie uroczystości w Santa Margherita Ligure wreszcie wypowiedzieli sakramentalne ?tak?.  

Jak na polskie warunki był to ślub nietypowy. Zgodnie z włoską tradycją państwo młodzi nie wymienili obrączek. Później było już bardziej standardowo. Goście wzruszeni, świeżo upieczona żona wzruszona, może tylko brak krawata u Wayne'a budzi zdziwienie, ale w końcu kto powiedział, że obowiązkiem pana młodego jest założenie czegoś pod szyję? Co ciekawe ceremonia odbyła się w języku włoskim w obecności tłumacza. Trochę to ekstrawaganckie i naszym zdaniem przesadzone, ale cóż, nieodgadnione są kaprysy gwiazd.

Po wyjściu z kościoła Coleen i Rooney wspólnie z całą gromadką gości wyruszyła do XVII wiecznego pałacu Villa Durazzo z malowniczym widokiem na Morze Śródziemnym, gdzie zaplanowano, nie wiemy czy to właściwe słowo, małą uroczystość. McLoughlin i gwiazdor Manchesteru złożyli sobie ślubowanie, powiedzmy taką przysięgę na przyszłość. Stamtąd cały orszak pod eskortą policji udał się do opactwa La Cevara, gdzie zorganizowano przyjęcie weselne. Na wieczór zaplanowano pokaz sztucznych ogni.

Jest tylko jedna rysa na szkle na tym jakże malowniczym obrazku. Przez cały czas we Włoszech lało. To dość paradoksalne, bo o tej porze, w Italii, nie bez kozery zwanej słoneczną, właściwie zawsze jest piękna pogoda. Szczerze współczujemy biednej Coleen. Podobno się uśmiechała, ale kiedy zmoknięta, chroniona tylko osłoną parasola, biegła do samochodu musiała przeklinać pogodę i błagać o koniec koszmaru. Tylko sobie wyobraźcie: biała sukienka, która zaraz będzie cała w śladach od błota, fryzura, układana misternie od rana, zburzona. Aż przeszły nas ciarki na sama myśl o tym, co się w takim momencie czuje. Jeden z gości powiedział nawet ironicznie: - gdyby chcieli, żeby w dzień ich ślubu padało, zostaliby w Manchesterze.

.. .

A teraz kilka fotek. Oni zjawili się na weselu: John O'Shea (z prawej) i Wes Brown

.. ... .

A Gerrardów tam nie było. Oni pojechali do Miami.

.. .

Ciekawe czemu?

A w galerii zdjęcia z uroczystości weselnej. Przepraszamy skoncentrowanie się jakby z dala od centrum wydarzeń, ale nie było łatwo z tymi ochroniarzami.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.