Na ślubie Rooneya z Coleen McLoughlin będą...motyle!

No i się zaczęło. Ciacha czekały na ten moment od dawna i wreszcie się doczekały. Karty, częściowo przynajmniej, zostały odkryte. Jak wszystkim powszechnie wiadomo, Wayne Rooney i Coleen McLoughlin mają pobrać się już 14 czerwca. I jak informowałyśmy Was niejednokrotnie, nie będzie to zwykły ślub. Szybko przypomnijmy sobie kilka faktów. Po pierwsze, wesele odbędzie się we Włoszech. Po drugie, para młoda wyda na nie około 3 milionów funtów. Po trzecie, w podróż poślubną świeżo upieczeni małżonkowie pojadą na prywatną wyspę , którą udostępni im znany angielski multimilioner, Richard Branson. I po czwarte, podobno na przyjęciu zaśpiewa albo Elton John, albo Madonna (albo, jak donosi angielska prasa, jakaś inna megagwiazda z pierwszych stron gazet). Dzisiaj natomiast dotarły do nas ciekawe informacje dotyczące szczegółowego planu przyjęcia. Na początek,wiadomości o przebiegu samej ceremonii kościelnej. Otóż wyobraźcie sobie, że kiedy Wayne i Coleen wypowiedzą sakramentalne "tak", zaproszeni goście wypuszczą ze specjalnych pojemniczków... motyle!  

Kaprys, głupota, dręczenie owadów? Posłuchajcie argumentacji panny młodej. - To będzie pewien symbol. Wiadomo, że motyle kojarzą się z wolnością i niezależnością. Ja i Wayne tacy teraz jesteśmy: wolni. Kiedy jednak się pobierzemy, przestaniemy być osobnymi jednostkami, samotnymi motylami. Staniemy się jednością, w którą połączyła nas miłość - z przejęciem tłumaczyła przyszła pani Rooney.

Posłuchajcie jednak dalej tych podniosłych słów. - Motyle symbolizują także proces rozwoju naszego związku na przestrzeni lat. Z każdym dniem bycie razem stawało się coraz piękniejsze (dla tych, którzy nie za bardzo wiedzą, jak przebiega rozwój motyla, zapraszamy tutaj ). Kiedy się poznaliśmy, byliśmy jeszcze nastolatkami. Teraz dorośliśmy i zrozumieliśmy, że już zawsze chcemy być razem... Czy już płaczecie ze wzruszenia, drodzy Czytelnicy?

Niezależnie od tego, jak takie wyznanie brzmi (słodko czy tandetnie?) i jak bardzo nieprawdopodobnie taka wizja ślubu wygląda, sam moment na pewno będzie magiczny. Opactwo, w którym odbędzie się ceremonia, znajduje się pomiędzy Portofino a Santa Margherita i zostało założone w 1381 roku przez zakon Benedyktynów. Kto był w tym miejscu wie, jak malownicze, piękne i romantyczne to miejsce. Rod Stewart nie bez powodu z setek kościołów na świecie wybrał właśnie ten. Z niecierpliwością czekamy na zdjęcia z całej imprezy. Już teraz wiemy, że będą nieziemskie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.