Już raz kiedyś wspominałyśmy , że Hamilton ma wśród niektórych kobiet status boga. Tym razem jednak w rolę Apollina Brytyjczyk oficjalnie wcielił się na scenie. Jak donoszą świadkowie, zrobił to fatalnie, a jego gra aktorska była drewniana bardziej niż bajkowy Pinokio. Już nie Hamiltona winą była sama kuriozalna realizacja - przebrany w swój roboczy kombinezon kierowca, uczepiony na linach, fruwał bowiem nad sceną, co dało efekt co najmniej żenujący.
Takie zresztą odczucia wyraził po wystawieniu sztuki sam Lewis-Apollo. - Nigdy więcej. Hollywood będzie musiało poczekać, to jest pewne - mówił zawstydzony Hamilton, dodając: - Widziałem zdjęcia z przedstawienia i są to jedne z najgorszych obrazów, jakie kiedykolwiek przyszło mi oglądać. Myślę, że to naprawdę nie było fajne.
Choć same tego wszystkiego na żywo nie widziałyśmy, to jednak zwisający pod sufitem niczym marionetka na sznurkach Hamilton, w swoim błyszczącym skafandrze udający greckiego boga sztuki wydaje się doskonałym bohaterem - ale kabaretowego skeczu.