Steven Gerrard nie nosi bielizny?

Kapitan The Reds od jakiegoś już czasu ma poważne problemy z pachwinami. Z tego też powodu regularnie musi odwiedzać jeden z liverpoolskich szpitali, żeby tamtejsi lekarze jakoś doprowadzili go do stanu używalności. Normalna niby rzecz, żaden skandalizujący news, jest jednak jedno ale, o którym już niejednokrotnie wspominałyśmy. Angielscy piłkarze, a już zwłaszcza formatu Gerrarda łatwego życia nie mają i w każdym miejscu muszą mieć się na baczności. Tym razem osobą, która postanowiła zabłysnąć w bulwarowej prasie, okazała się jedna z pracownic owego szpitala, pielęgniarka, która opiekowała się Stevenem podczas badania. Pochwaliła się mianowicie, że w trakcie jednej z wizyt swoim sprawnym okiem dostrzegła, co rzecz jasna bardzo ją zszokowało, że Anglik nie ma na sobie bielizny.  

No cóż, mogło tak być, bo w końcu kto jak kto, ale lekarze i pielęgniarki znają swoich pacjentów jak chyba nikt inny na świecie (poza żonami i księdzem, u którego się spowiadają, o ile są na tyle odważni, żeby to robić), ale z drugiej strony jakoś nie chce nam się wierzyć. Może się jej tylko zdawało? Ale jeśli mimo wszystko to prawda, to musimy spojrzeć na Gerrarda surowszym okiem. Żeby tak gorszyć swoim zachowaniem obsługę szpitala? Wstyd, nawet jeśli nie lubi się nosić nic pod spodniami, są pewne granice i niektórych rzeczy robić po prostu nie wypada. Zwłaszcza jak się ktoś nazywa Steven Gerrard i zdaje sobie sprawę, co to oznacza.

Ale tak jak powiedziałyśmy, Ciacha szczerze wątpią w całą tę sytuację. Tym bardziej, że w ostatnich dniach pomocnik Liverpoolu otrzymał nagrodę dla najlepiej ubranego, najbardziej modnego i szykownego sportowca. (W podobnej kategorii, ale dla WAGs zwyciężyła Coleen McLoughlin , o Alex Curran, żonie Steven'a nic nie wiemy). A tak przy okazji wiecie komu Steve podziękował przy tradycyjnym odbiorze nagrody? Swojemu koledze z drużyny, Jamiemu Carragherowi, który jak to stwierdził Gerrard, zawsze wpajał mu właściwe poczucie stylu i idealnie doradzał w co się ubierać, a w co nie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA