Beckhamowe wieści, czyli jak chorzy są fani Davida Sport
Beckhamowe wieści, czyli jak chorzy są fani Davida
REKLAMA
olaz
Czy to normalne, czy to być może? Rozumiemy, co znaczy żywo reagować na Beckhama i wielbić jego piękną osobę (Ciacha w końcu nie od dziś są fankami tego piłkarza), ale to, do czego dochodzi w innych zakątkach świata to już chyba przesada. Tym bardziej, że opisywane przez nas zdarzenie miało miejsce w uznawanym powszechnie za dość cywilizowane państwie, jakim jest Nowa Zelandia. Jak wiecie, David podróżuje obecnie po Antypodach wraz ze swoja galaktyczną świtą (czyli z klubem z LA), promując piłkę nożną, a przede wszystkim amerykańską ligę. Niedawno dobił do Wellington, czyli do stolicy NZ właśnie, gdzie jak każdy śmiertelnik poczuł głód, a w związku z tym udał się do restauracji. Wybór padł na sieciowe Nandos (pozdrawiamy wszystkich dla sieci pracujących Polaków!), gdzie David zamówił kurczaka, sałatkę coleslaw, kolbę kukurydzy i frytki (cóż za wyrafinowany smak, szlachetne podniebienie!). Najgorsze jednak nastąpiło juz po wyjściu Becksa - fani dostali pozwolenie na zabranie resztek po Davidzie i faktycznie skorzystali z tego wątpliwego przywileju. Fuj.
REKLAMA
REKLAMA
Ciacha dawno nie były tak zniesmaczone. Rozumiemy doskonale, gdyby zgarnąć po Beckhamie ogryzki po jabłkach (bo to zdrowe) albo pozostałości po grzankach z kawiorem(bo to wykwintne). Ale zadowalać się zwykłymi kośćmi z kurczaka i marną kukurydzą? Hańba.
REKLAMA
A poważnie do sprawy podchodząc, apelujemy do nowozelandzkich czcicieli Beckhama - nie trzymajcie wszystkiego tylko dla siebie! Podzielcie się kąskami z królewskiego stołu! Nasze psy chodzą głodne.