Piękny Baroš szybszy niż błyskawica

Na pewno doskonale znacie Milana Baroša, czeskiego piłkarza. O ile możecie nie pamiętać jego świetnego występu na Euro 2004 i nieznany może być Wam przydomek tego zawodnika - Ostravski Maradona - to jednak nie do pomyślenia jest, żeby którakolwiek z nas pozostała obojętna na jego wdzięki. Gracz ten bez wątpienia jest bardzo wszechstronny - błyszczy na boisku nie tylko talentem, ale i urodą. Niestety, nie można tego samego powiedzieć o jego zachowaniu z dala od piłkarskich stadionów. Nie mamy nawet na myśli pijackich imprez, chodzenia z kondomem we włosach i całowania mężczyzn, choć samo to brzmi już dość zniechęcająco. Niech pierwszy jednak rzuci kamieniem ta, która nie ma za sobą wstydliwych alkoholowych epizodów. Tym razem jednak Milan przypomniał o sobie (bo ze względu na trapiące go kontuzje od jakiegoś czasu pozostaje raczej w zapomnieniu) czymś zgoła bardziej nagannym, a wręcz zagrażającym życie innym ludziom. Baroš został bowiem przyłapany na prowadzeniu samochodu z prędkością 270 km/h.   

Nie byłoby może w tym nic złego, gdyby piłkarz brał na przykład udział w testowaniu maksymalnych możliwości samochodów lub bił rekord świata w kategorii czasu potrzebnego do osiągnięcia prędkości ponaddźwiękowej. Jak się jednak zapewne domyślacie, Baroš w swoim Ferrari bił rekordy szybkości na zwykłych francuskich drożynach. I w pewnym sensie mu się udało - pobił najwyższy dotąd wynik w regionie, należący do motocyklisty, który został złapany w momencie jazdy "jedynie" z prędkością 248 km/h.

Barošowi grozi utrata prawa jazdy na trzy lata. Ciacha są za - precz z wariatami drogowymi. Choć piękni mężczyźni i szybkie samochody to jest to, co lubimy najbardziej, to jednak zdecydowanie optujemy też za minimalną choćby dozą zdrowego rozsądku. I piękne oczy nic tu nie pomogą, Milanie

A gdyby w międzyczasie szkoda było wydawać fortunę na parking, my chętnie przechowamy wspomniane Ferrari przez następne 3 lata.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.