Sukces ogromny a tym cenniejszy, że dzięki zwycięstwu Blanik uzyskał kwalifikację olimpijską i już za rok, pomimo 30 lat na karku, może być w Pekinie jedną z ''polskich medalowych szans''. Tym bardziej, że cztery lata temu do Aten nie pojechał z powodu faworyzującego najsilniejsze federacje systemu kwalifikacji, co do dzisiaj uważa za swoją największą sportową porażkę.
Leszek to bardzo utytułowany sportowiec, o czym może mało kto wie (cóż, niestety, ale gimnastyką pasjonujemy się raz na cztery lata, licząc, że może chociaż w tej dyscyplinie uda się biało - czerwonym zamieszać i coś wygrać). Był już wicemistrzem Europy w skoku przez konia, dwukrotnym srebrnym medalistą mistrzostw świata - raz w 2002 również w skoku przez konia oraz dwa lata temu w skoku, ma też na swoim koncie złoto mistrzostw świata z 2006 (oczywiście w skoku).
Co ciekawe, jest pierwszym polskim zawodnikiem, którego nazwę nosi jeden z elementów gimnastycznych. ''Blanik'', czyli skok - przerzut (podwójne salto w przód w pozycji łamanej), zapisany został przez Międzynarodową Federację Gimnastyczną pod numerem 332.
Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec. Jego idolem jest - o dziwo żaden gimnastyk, a nieżyjący już kierowca formuły 1, Brazylijczyk Ayrton Senna. Najchętniej trenuje w rytm muzyki zespołu Bon Jovi, kierując się zasadą: ''Aby osiągać to, co możliwe, trzeba sięgać po to, co niemożliwe''.