Jaki ojciec taki syn

Tak się jakoś utarło, że mężczyzna, aby poczuć się w pełni spełnionym, musi wybudować dom, zasadzić drzewo i spłodzić syna. Szczytem marzeń jest to, żeby syn zechciał pójść w ślady tatusia i stał się taki jak on.  Wiadomo, nie zawsze się udaje, ale Ciacha znają faceta, który dokładnie te trzy rzeczy zrealizował (tylko co do drzewa nie ma 100% pewności) i może się uważać za pełnowartościowego mężczyznę. Takim szczęśliwym - zapewne bardzo dumnym tatusiem - jest były bramkarz Manchesteru United Peter Schmeichel. Bo nie dość, że jego syn Kasper jest piłkarzem, to jeszcze postanowił zostać bramkarzem. Żyć nie umierać.  

Duński bramkarz senior to prawdziwy symbol Czerwonych Diabłów. Co tam - legenda. Nie raz to właśnie on ratował skórę swoim kolegom, broniąc bramki w nieprawdopodobnych wręcz sytuacjach, do walki potrafił zagrzewać jak prawdziwy wódz, krzycząc kiedy było trzeba - a wierzcie, krzyczeć potrafił i jak nikt inny cieszył się na Old Trafford ogromnym szacunkiem (zasłynął m.in. z tego, że na mistrzostwach świata w 1998 roku kopnął piłkę na rekordową wysokość ponad 90 metrów. To się nazywa mieć kopyto).

A teraz, nie dalej jak trzy dni temu, zasiadł na trybunach w Manchesterze, ale już nie w Teatrze marzeń i z dumą w oczach mógł podziwiać jak jego 21 - letnia latorośl w barwach Man City staje między słupkami w meczu derbowym i uwaga - nie daje sobie wbić żadnego gola. Tak przy okazji, po trzech kolejkach Premier League, Kasper to jedyny bramkarz, który zachował czyste konto. Co więcej, koledzy młodego Duńczyka sami zdołali strzelić gola i w najważniejszym dla nich meczu sezonu pokonali swoich słynnych rywali 1:0.

Myślicie, że rośnie nam kolejne ciacho?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.