"No pokaż mi tu, 2:3, no trudno..."

Podbój Rosji wyszedł Skrze Bełchatów dosyć średnio, ale zaliczka i szanse na awans po finału Pucharu CEV ciągle są.

Puchar CEV to taki trochę puchar dla zesłańców i trofeum pocieszenia, ale na tym etapie rozgrywek słabych zespołów już dawno nie ma i Bełchatowianie wcale nie przyjeżdżają na mecze jak po swoje. Poza tym, umówmy się, rosyjski zespół to zawsze wymagający przeciwnik, a kiedy w jego szeregach występuje Nikołaj Pawłow, to już w ogóle.

Że łatwo i przyjemnie nie będzie, przekonaliśmy się już po pierwszych piłkach, ba, dłuższą chwilę wyglądało to tak, że łatwo i przyjemnie będzie, ale dla rywala.

Fot. CEV

Na szczęście po dwóch przegranych setach podopieczni Migeula Falaski zebrali się w sobie, poderwali do walki, zaczęli lepiej zagrywać (Mariusz Wlazły), kontuzjowanego Andrzeja Wroną (spokojnie, to nic poważnego) godnie zastąpił Daniel Pliński, swoje w ataku zrobił stary cwany lis Antiga...

Fot. CEV

I tie-break stał się faktem. Żeby jednak tak za łatwo w rewanżu nie było, Bełchatowianie piątą partię przegrali, ale dwa wygrane sety na wyjeździe to i tak niezła zaliczka. W niedzielnym rewanżu w Hali Energia trzeba będzie teraz wygrać 3:0 lub 3:1 (ewentualnie 3:2 i później złotego seta) i cieszyć się z awansu.

Damy radę?

P.S. Cześć Plamen, co tam?

embed
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.