Ale to był fajny mecz! Southampton - Arsenal 2:2

Mecz z cyklu: "dziecko w sklepie z zabawkami"

Tym dzieckiem jesteśmy oczywiście my - czułyśmy się bowiem, podczas oglądania meczu Southamptonu z Arsenalem mniej więcej tak:

NA początku było nam trochę głupio, że dałyśmy się uwieść patriotycznej narracji o "pojedynku dwóch polskich bramkarzy" i zastanawiałyśmy się, czy aby na pewno dobrze robimy poświęcając derby Liverpoolu (wygrane 4:0 przez Liverpool FC) albo debiut Maty w United (2:0 Cardiff, po golach RVP i Younga), ale los okazał się łaskawy i wynagrodził nas fantastycznym piłkarskim widowiskiem.

PO raz kolejny okazało się bowiem, że koledzy Boruca nie są tylko "kolegami Boruca", ale też całkiem fajnie grają w gałę, są szybcy, wściekli i waleczni, a także całkiem ładni.

Przez pierwszą połowę wyglądali jak Bayern i grali trochę jak mały Bayern, jednak w odcieniu angielskim, co było i ciekawe i przyjemne dla oka (choć pisząca te słowa zawsze ceniła sobie wyżej szybkie kontry niż miliony podań). I całkowicie ubezwłasnowolnili Arsenal, który zupełnie nie widział, jak zabrać piłkę podopiecznym Mauricio Pochettino. I, oglądając tę pierwszą połowę, zupełnie nie mogłyśmy pojąć, jak to możliwe, że ten zespół, który robi co chce z liderem Premier League, jest dopiero na 9. miejscu w tabeli. Odpowiedź na to pytanie, miała przyjść po przerwie, ale nie uprzedzajmy faktów. W 21. minucie Jose Fonte pokonał Wojtusia...

...a potem gospodarze mieli jeszcze kilka okazji na podwyższenie wyniku, ale na przerwę schodzili prowadząc tylko 1:0. A po przerwie Arsenal się obudził, a Soton trochę przysnęło, wszystko zaś z korzyścią dla widowiska, które stało się wyrównane, dynamiczne i szalone. W 47. minucie gola Borucowi (znów), strzelił Giroud, dosłownie chwilę później ten sam Giroud asystował Cazorli, który wyprowadził Kanonierów na prowadzenie, a wszystko razem dało asumpt do najgorętszej, jak dotąd, cieszynki roku 2014.

embed
embed
embed
embed

Oh, my, nie wiedziałyśmy, że między Santim a Olim tak się sprawy mają...

embed

Nie zdażyłyśmy się jednak nad tym, nomen omen, głębiej zastanowić, bo oto bum! Wyrównanie Southampton! Adam Lallana!

embed
embed

Potem, oba zespoły miały jeszcze okazję na objęcie prowadzenia, a obaj nasi bramkarze - do wykazania się refleksem i zręcznością. Mimo, że obaj wpuścili po dwa gole, to my jesteśmy z nich bardzo dumne.  I moż etylko odrobinę nam szkoda, ze w końcówce Southampton jakby przestraszyło się swojego sukcesu i zmarnowało kilka okazji na zgarnięcie trzech punktów (inna sprawa, że w marnowaniu tym pomagał Wojtuś), mimo, że ostani kwadrans goście grali w dziesiątkę - w 80. minucie Flamini obejrzał czerwony kartonik za bardzo brzydki atak wyprostowanymi nogami na Schneiderlina. Trafił wprawdzie w piłkę, ale sędzia Lee Mason słusznie sięgnął do kieszeni, bo było to bardzo niebezpieczne.

Arsenal utrzymał się na pozycji lidera, ale na karku czuje ciężki oddech City i Chelsea, któe swoje mecze grają dzisiaj, może więc dojść do przetasowań w tabeli.

Więcej o:
Copyright © Agora SA