Kiedy już utuliłyśmy nieco żal po tym, że w finale turnieju pań nie występuje nasza Isia ale jakaś Cibulkova i Li Na mogłyśmy nawet, przecierając łzy, rzucić okiem na mecz Chinki ze Słowaczką. W pierwszym secie gra była w miarę wyrównana, ale to dlatego, że Li Na nie mogła chyba "wejść na swój poziom", drugi set to już krótka chwila i totalna masakra biednej Dominiki - do zera.
Trochę żal było poatrzeć jak pogromczyni Radwańskiej z trudem hamuje łzy, ale wtedy na scenę wkroczyła truimfatorka Australian Open, która po wygraniu drugiego szlema dała takie oto superurocze przemówienie:
Najfajniejszy był oczywiście kawałek o mężu.
Awww! No ale naprawdę, mąż tenisistki wygląda jak "nice guy".
A potem było mnóstwo uroczych zdjęć, słodkich min i doprawdy nie wiemy, jak można nie zapałać sympatią do Chinki oglądając to wszystko:
Gratulujemy!
A jutro finał panów. Jak myślicie, czy Wawrinka podejmie równą walkę z Nadalem?