Przegrywamy mecz o piąte miejsce mistrzostw Europy

Na własne życzenie. Obiecałyśmy sobie, że nie będziemy się stresować, bo piaąe miejsce to trochę takie Złote Kalesony, ale okazuje się, że jesteśmy złe. Bardzo złe.

Jesteśmy złe, bardzo złe, bo zaczęło się pięknie, Polacy prowadzili, rozgrywali podręcznikowe kontry, byli silni, zwarci i gotowi w defensywie, czasem wprawdzie tracili gole frajersko, ale przez całą pierwszą połowę prowadzili i wydawało się, że tym przyjemnym spacerkiem zdobędziemy piąte miejsce ME.

W dodatku jakże przyjemnie było wygrywać z pięknymi Islandczykami, podziwiać świetne strzały i skuteczność Gudjonssona, zachwycać się ich blond włosami, brodami, opaskami zresztą, co tam włosy i brody, samo brzmienie ich nazwisk brzmiało dla nas jak upojna pieśń... I kiedy tak sobie Polacy prowadzili, a my zastanawiałyśmy się, jaki by tu film o wikingach obejrzeć wieczorem, nadeszła druga połowa, Islandczycy rozwinęli skrzydła, a Polacy poczęli je zwijać.

Niefrasobliwość w obronie, nieskuteczność w ataku, jakiś festiwal złych rzutów z obu stron, a przede wszystkim Edvardsson - bramkarz, który zmienił Gustavssona - wszystko to sprawiło, że nasza przewaga zaczęła topnieć, zrobiło się nerwowo, zaczęły się uporczywe wyrównania Islandczyków i nasze uciekanie na punkt, tylko po to, żeby znów dać się dogonić.

Na pięć minut przed końcem było już jasne, że z mistrzostwami pożegnamy się w znanej i lubiane atmosferze horroru, bez paznokci i w stanie przedzawałowym, ciągle jednak wierzyłyśmy, że to Polakom uda się rzucić tę jedną, jakże ważną bramkę. Nie udało się. Szmal wprawdzie obronił w arcyważnym momencie, ale z autu zaczęli Islandczycy, Karason trafił na 28:27, a strzał Jaszki obronił Edvardsson i koniec.

No przykro trochę, bo choć piąte miejsce to tylko piąte miejsce, mamy jednak wrażenie, że Polacy przegrali ten mecz na własne życzenie. Za bardzo się rozluźnili po pierwszej połowie? Zabrakło im motywacji, czujności, koncentracji? Hmmm, a może po prostu, tak jak nas, rozpraszała ich uroda rywali?

Same nie wiemy, kto ładniejszy: Edvardsson, Gudjonsson, Hallgrimsson? A może to po prostu był cheerleader effect?

 

Na wszelki wypadek sprawdźcie w naszej galerii.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.