Pierwszy dzień Villi jako piłkarza Atletico Madryt nastąpł wczoraj, kiedy to o godzinie 20.00 przybył na Vicente Calderon na oficjalną prezentację. Najpierw wpadł na konferencję prasową, gdzie rzecz jasna musiały paść tradycyjne słowa, a konkretnie:
Później biały tshirt i marynarkę (w którym to zestawie David wyglądał naprawdę hot nawiasem mówiąc) zamienił na trykot w czerwono-białe paski i wyszedł na murawę by wreszcie przywitać się z kibicami. Tych zaś przybyło podobno aż 20 tysięcy, podobno to klubowy rekord i podobno takiej pompy nie miał ani Sergio Aguero ani Diego Forlan!
Wszystko na prezentacji odbywało się zgodnie z planem - no wiecie, kilka bajeranckich sztuczek (kolanko, główka, kolanko)...
Kilka zdań w stylu "to wielki klub, od niemowlaka marzyłem, by tu zagrać" (patrz wyżej) , a także chwile dla reporterów w jeszcze bardziej tradycyjnych pozach - kucając, z kciukiem, z piłeczką przy biodrze...
Gdy wtem...szaleństwo zaczęło się dziać. Nie wiemy, czy to David strzelił tak epickiego biczfejsa, czy ktoś rzucił hasło "na chwałę Ciachoredaktorek!!!!" ale kibice nie wytrzymali napięcia i wtargnęli na murawę. Rzucali się w objęcia, rozdawali soczyste całusy na policzku, dotykali każdego skrawka El Guaje jakiego się dało - brzucha, ramion, lewego łokcia i wiecie co? David nie miał miny pt."zblazowana gwiazda zniesmaczona zachowaniem swoich fanów", David miał minę "oho, ale fajnie, chyba mnie tu bardzo lubią".
Ajjjjj, że też nas tam nie było!
P.S. Wiemy, że w ramach podwójnej dziecięcej słodyczy byli już u nas dzisiaj z rana Rooney'owie, ale tylko spójrzcie na to...
Skoro już pytacie, tak, na plecach miały napis "PAPI". Awwww!