Finał Wimbledonu nie dla Jerzyka

Który nieco "spalił się" w półfinale z Murrayem, jakoś jednak szczególnie z tego powodu nie rozpaczamy. Jesteśmy dumne, szczęśliwe i wierzymy, że za rok się uda.

Zaczęło się obiecująco, bo od wygranej w pierwszym secie. Wygraną trzeba było wyszarpać w tie-braku, ale ten zwycięski set tchnął w nas dumę i nadzieję.

Potem było już gorzej. Andy wziął się w garść i w końcu przełamał polskiego olbrzyma, by wyrównać stan meczu na 1:1. Wydawało się, że dalej Brytyjczykowi pójdzie gładko, ale właśnie wtedy Jerzyk, chyba po raz pierwszy i jedyny w tym meczu, zaczął grać swój najlepszy tenis. Szybko przełamał i w trzecim secie prowadził już 4:1...

Gdy wtem - dach. No właśnie, dach jako metonimia i symbol zmagań polsko-wyspiarskich odezwał się po raz kolejny. Nie wiemy czy wiecie, ale Jerzyk ma problemy ze wzrokiem, dlatego gra w soczewkach kontaktowych. I chyba gorzej od innych tenisistów reaguje na ciemności, a jego mecz zaczął się późno (przez kapitalny półfinał Djokovicia z Del Potro, Serb wygrał w pięciu setach, ale to był pokaz wybitnego tenisa z obu stron). W każdym razie Jerzy już od początku trzeciego seta domagał się od sędziego decyzji o zasunięciu dachu i włączeniu światła. Murray protestował, sędzia zwlekał.

Przy stanie 4:2 Jerzyk urządził sobie kolejną dyskusję na ten temat. Znów bez skutku. A później się potoczyło - pech, gdy piłka po siatce spadła na stronę Polaka, przełamanie, wyrównanie i kapitalna gra Andy'ego, który ostatecznie wygrał pięć gemów z rzędu i całego seta 6:4.

Dopiero wtedy sędziowie zdecydowali się zamknąć dach i zrobić jasność. Co ciekawe, Andy dalej nie był tym zachwycony.

embed

Zachwycony mógł być za to swoją grą, bo czwarty set to już jego pełna kontrola, świetnie wygrywane piłki i zwycięstwo 6:7, 6:4, 6:4, 6:3. Jerzyk niestety gasł w oczach i wyraźnie stracił wiarę w sukces.

Ale narzekać nie będziemy, bo Jerzy pokazał, że stać go na walkę z najlepszymi na równych zasadach i to UWAGA, UWAGA pomimo bardzo słabego serwisu. Tak! To, co miało być dla Polaka największą bronią kompletnie zawiodło, a mimo to walczył jak lew. Wystarczy zerknąć na statystyki - asy serwisowe 20 do 9 dla Murraya (!), przy czym Jerzyk popełnił aż 11 podwójnych błędów serwisowych, a Andy tylko 1. Procent pierwszego podania - 55% - to dużo gorzej niż słabo.

Ech, gdyby tylko ten serwis wychodził jak w poprzednich meczach, to Andy nie miałby szans. Serio. A dlaczego nie wychodził? Stawiamy na nerwy. A przecież przy następnej tego typu próbie (oby na US Open) nerwy będą już mniejsze, więc... Jerzy, czekamy na finał, na pierwszą dziesiątkę rankingu i w ogóle!

No i bardzo, bardzo mocno dziękujemy za ten występ! Nie łam, się. I tak było genialnie.

REUTERS/STEFAN WERMUTH

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.