Poczet Pożegnanych Piłkarzy trzeba rozpocząć od bezsprzecznie największego - Tomasz Frankowski to legenda nie tylko Jagiellonii Białystok, nie tylko poslkiej Ekstraklasy, ale polskiej piłki w ogóle. To przecież "Franek, Franek, łowca bramek" dał nam awans na mundial w 2006, a co z tym awansem zrobiliśmy, to już zupełnie nie jego wina. Pan Tomasz ma na koncie 169 goli, trzecie miejsce na liście najlepszych strzelców w historii polskiej ligi (w kwietniu wyprzedził słynnego Gerarda Cieślika), pięć mistrzostw Polski, cztery korony króla strzelców i dwadzieścia jeden lat pięknej kariery piłkarskiej za sobą. Smutno nam było wczoraj, bardzo smutno - to koniec pewnej epoki. I ten zmoknięty żubr wcale, a wcale nas nie pociesza:
Smutno było też w Poznaniu, który żegnał aż dwóch swoich zasłużonych piłkarzy - Piotra Reissa i Ivana Djurdjevicia. Obaj zakończyli kariery, obaj pięknie pożegnani przez kibiców Lecha:
Piotr Reiss i Ivan Djurdjević po meczu Lecha z Koroną Kielce Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.pl
Jeszcze bardziej wzruszające były słowa Ivana:
Swoją legendę pożegnała także Wisła Kraków i naprawdę było nam mocno nieswojo, gdy w brodzie schodzącego z boiska Kamila Kosowskiego dostrzegłyśmy tyle siwych kosmyków. Przecież Kosa to nasza młodość, złote czasy Wisły Kraków, niesforne dziecko polskiej piłki, które dla nas zawsze będzie miało tę klatę i ten, "troszkę pijany" głos:
Nie wiadomo jeszcze czy Kosa zakończy karierę definitywnie, ale na pewno nie zagra już w Wiśle - ta nie chciała przedłużyć z nim kontraktu. Kibice i koledzy z drużyny pożegnali go jednak gorąco...
...szkoda tylko, że zaraz po jego zejściu Wisła straciła bramkę i ten fatalny dla siebie sezon zakończyła porażką z Zagłębiem Lubin 0:1, na własnym stadionie.
Mistrz Polski też nie uniknął pożegnań. I nie będziemy tu pisać o Ljuboji, który odchodzi w niezbyt przyjemnej atmosferze , ani o Jędrzejczyku, który udaje się "za chlebem" do dalekiego Krasnodaru (ku rozpaczy warszawskich kibiców), ale o Sile Spokoju - Dicksonie Choto, który przez tyle lat był filarem legijnej obrony i jako jedyny obok Jędrzejczyka i Tomasza Kiełbowicza (który koniec kariery ogłosił już wcześniej) pamięta jeszcze mistrzostwo z 2006 roku, oraz o kapitanie Legii, Michale Żewłakowie.
Legia Warszawa świętuje mistrzostwo Polski. Michał Żewłakow w oratorskim szale Agencja Wyborcza.pl
Dobra, wiemy, że strasznie tu jęczymy i brzmimy jak stare pierniki (pierniczki?), ale naprawdę jakoś tak supernostalgicznie się w to niedzielne popołudnie zrobiło - ostateczny koniec dzieciństwa?