Jerzyk niestety przegrywa z Rogerem Federerem

I choć następuje to w dwóch setach, to wynik nijak nie odzwierciedla zaciętości tego pojedynku. Możemy być z Jerzyka dumne!

Naprawdę szkoda, bo Roger był do ogrania. Serio. Pierwszy set przeszedł bez większej historii, a obaj tenisiści pilnowali swoich podań. Musimy jednak zauważyć, że jeśli już, to Federer był tym zawodnikiem, który musiał bardziej męczyć się, by wygrać własne gemy serwisowe. Tymczasem nasz Jurek miał nawet szanse na przełamanie Szwajcara. Niestety na szansach się skończyło. A ponieważ stare porzekadło mówi, że niewykorzystane sytuacje się mszczą, więc tak też się stało - przy stanie 5:4 dla Federera i serwisie naszego Jerzyka pojawiła się pierwsza szansa na przełamanie dla Szwajcara. I co? Oczywiście ją wykorzystał.

Drugi set zaczął się dla Jerzyka bajecznie - od przełamania Federera. Potem porobiło się trochę nudno, bo panowie zaczęli strasznie pilnować, żeby przypadkiem nie przegrać własnych podań. Oszczędzali siły na swoje serwisy do tego stopnia, że zaczęli seriami wygrywać do zera, prześcigając się, który skończy swojego gema szybciej (Jerzyk był szybszy od Federera o 4 sekundy. Ha!) i który zaliczy więcej asów (tu z kolei lepszy był Roger).

I kiedy zaczęłyśmy już parzyć kawę w oczekiwaniu na trzeci set, nastąpił nagły zwrot akcji. Zaczęło się od wyraźnie pobolewającego łokcia Janowicza, za który Polak łapał się przy każdej okazji. A potem ta nasza maszynka do torpedowych serwisów (z którymi Federer nie raz i nie dwa miał kolosalne problemy) się zacięła. Było już 5:4, a Jerzyk serwował, by wygrać seta. Piłka setowa i... podwójny błąd serwisowy! Potem nastąpiła gra na przewagi zakończona wygraną Rogera. Od tego momentu Jerzyk jakby stracił nieco swojej siły przebicia. Roger doprowadził do tie-breaka, którego wygrał pewnie 7:2.

Szkoda, bo z całym szacunkiem, miłością i oddaniem dla Rogera mamy wrażenie, że Jerzyk mógł go dziś pokonać, a mecz przegrał w głowie, która zawiodła w najważniejszym momencie.

Ale nie płaczmy, bo przegrać z Rogerem Federerem to żaden wstyd. Tym bardziej, kiedy grało się tak:

 

Jerzyk może śmiało wracać z Rzymu z tarczą.

P.S. Czy któraś z Was widziała może gdzieś loczki Rogera i czy mogłaby je zwrócić właścicielowi? Bo troszkę nam ich brakuje...

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.